Witold M. Orłowski: Państwowa kwadratura koła

Zapewnienie dobrego zarządzania państwowymi firmami to prawdziwa kwadratura koła. Zadanie nie do rozwiązania nawet dla tych, którzy chcą to robić dobrze.

Publikacja: 08.02.2024 03:00

Witold M. Orłowski: Państwowa kwadratura koła

Foto: Fotorzepa/ Urszula Lesman

Z państwowych firm docierają coraz ciekawsze informacje o wielomilionowych zarobkach, gigantycznych odprawach, hojnie rozdawanych kontraktach dla kolegów i wszechogarniającej niekompetencji partyjnych nominatów. Chciałoby się wierzyć, że to tylko dlatego, że do rad nadzorczych i zarządów nominowali ich dotąd „ci niewłaściwi”. Teraz, kiedy ich nominują „ci właściwi”, będzie już dobrze.

Nie chcę tu promować symetryzmu, ani w najmniejszym stopniu bronić tego, co się działo przez ostatnie lata, ale uważam, że w działalność państwowych firm zawsze będą wpisane ryzyka, niezależnie od tego, kto rządzi. Choć oczywiście czasem te ryzyka są mniejsze, a czasem większe. A czasem takie, że sprawą nie powinien się zajmować ekonomista, ale wyłącznie prokurator.

Parę lat temu przeczytałem wywiad z pewną świeżo nominowaną członkinią rady nadzorczej jednej z państwowych spółek – osobą znaną dotychczas z działalności w miłej rządzącym fundacji, a nie z doświadczenia w dziedzinie zarządzania. Pytana przez dziennikarza, jakie ma kompetencje, odparła, że nie powinno go to obchodzić. Jest opłacana z zysków spółki, a jak spółka ma zyski, to może z nimi robić, co tylko chce.

Wypowiedź zadziwiła mnie swoją szczerością. Rada nadzorcza jest organem zarządzającym, od którego oczekuje się wypełniania ważnych zadań na rzecz spółki. W związku z tym nie jest oczywiście opłacana z zysków, ale jej działalność stanowi uzasadniony koszt działalności. Albo więc wypowiadająca się pani w ogóle nie rozumiała, na czym polega jej rola w spółce, a w takim razie dawała przykład ekonomicznego analfabetyzmu. Albo odwrotnie, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że spółka niczego od niej nie chce (w szczególności nie chce żadnego nadzoru nad swoją działalnością), a zatem jej nominacja jest prawną fikcją służącą tylko wypłaceniu przez firmę sowitej nagrody za zbożną działalność niezwiązaną z jej działaniem (co łamałoby podstawowe zasady prawidłowego zarządzania).

W prywatnych spółkach zarządy mają za zadanie zwiększać wartość firmy, a członkowie rad nadzorczych – bronić interesu właścicieli i kontrolować działalność zarządów. Niezależnie od tego, kto akurat wygrał wybory, w państwowych spółkach zawsze będzie pokusa, by działalność rad nadzorczych i zarządów służyła interesom nominujących je urzędników, które wcale nie muszą być tożsame z interesem właściciela (nas wszystkich, czyli nikogo). Podejmujący decyzje urzędnicy zawsze będą mieli z tyłu głowy fakt, że nominacja, zwłaszcza do rad nadzorczych, może być ukrytym sposobem wynagrodzenia osób w ten czy inny sposób zasłużonych. Zarządy zawsze będą wiedzieć, że oceny ich działalności nie dokonują żadne rady nadzorcze, ale właśnie ci urzędnicy, nie zawsze na podstawie jasnych kryteriów, które postulują naiwni ekonomiści.

Żarliwi obrońcy własności państwowej odpowiedzą, że to wszystko insynuacje, bo państwowe firmy mają do odegrania znacznie większą rolę niż tylko przynoszenie zysków, a kompetencje zarządzających można zapewnić, wymagając odpowiedniego wykształcenia.

Też zdaję sobie sprawę, że państwowa własność firm jest czasem niezbędna, np. wtedy, kiedy nie da się w inny sposób zapewnić bezpieczeństwa ekonomicznego. Ale brak jasnego celu działalności oznacza, że można (w zależności od kaprysu aktualnie rządzących) dopisać do niego wszystko. Warunki udokumentowanego wykształcenia nietrudno obejść (program MBA może w Polsce uruchomić każdy, bez spełnienia jakichkolwiek kryteriów jakości). A nawet jeśli nominujący urzędnicy chcą naprawdę dobrze wybierać profesjonalne zarządy i rady nadzorcze, to kiedyś ich miejsce zajmą inni. A oni wybiorą tak, jak będą chcieli.

Z państwowych firm docierają coraz ciekawsze informacje o wielomilionowych zarobkach, gigantycznych odprawach, hojnie rozdawanych kontraktach dla kolegów i wszechogarniającej niekompetencji partyjnych nominatów. Chciałoby się wierzyć, że to tylko dlatego, że do rad nadzorczych i zarządów nominowali ich dotąd „ci niewłaściwi”. Teraz, kiedy ich nominują „ci właściwi”, będzie już dobrze.

Nie chcę tu promować symetryzmu, ani w najmniejszym stopniu bronić tego, co się działo przez ostatnie lata, ale uważam, że w działalność państwowych firm zawsze będą wpisane ryzyka, niezależnie od tego, kto rządzi. Choć oczywiście czasem te ryzyka są mniejsze, a czasem większe. A czasem takie, że sprawą nie powinien się zajmować ekonomista, ale wyłącznie prokurator.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił