Bohdan Wyżnikiewicz: Euro a sprawa polska

Głównym motywem debat o euro w Polsce jest wysuwanie populistycznych argumentów, zwykle nieprawdziwych, obrzydzających wspólną walutę europejską.

Publikacja: 26.01.2024 03:00

Bohdan Wyżnikiewicz: Euro a sprawa polska

Foto: Adobe Stock

Transformacja gospodarcza w naszym kraju oznaczała wprowadzenie międzynarodowych regulacji rozwiązań obowiązujących we współczesnej gospodarce rynkowej, choćby regulacji rynków finansowych. Było to bezwzględnym warunkiem przystępowania Polski do Unii Europejskiej i organizacji międzynarodowych, takich jak Bank Światowy, OECD i MFW.

Skuteczność wdrażania międzynarodowych standardów gospodarki rynkowej w Polsce należy zawdzięczać ustalaniu, w drodze negocjacji, żelaznych terminów ich wprowadzania i wywiązywania się z nich. Wyjątkiem jest przystąpienie do strefy euro, gdyż mimo zobowiązania wprost zapisanego w traktacie dotąd nie został ustalony termin jego wykonania.

Kalendarz gwarantem reform

Brak terminu wprowadzania euro do gospodarek państw Unii wynika z konieczności osiągnięcia przez nie swoistej dojrzałości, by nie narażać wspólnej waluty na niestabilność. Historia pokazała, że przymykanie oka na spełnianie rygorystycznych warunków przystępowania i funkcjonowania prowadzi do poważnych zawirowań w finansach Wspólnoty – tak jak to było z Grecją ponad dziesięć lat temu.

Wprowadzanie i przestrzeganie sprawdzonych i obiektywnie korzystnych dla gospodarki reguł gry powinno być przyjmowane z zadowoleniem przez państwa strefy euro, mimo pewnych nieuniknionych kosztów czy wyrzeczeń w krótkim okresie. Korzystne efekty działań w porządkowaniu sfery finansowej i polityki makroekonomicznej pojawiają się w dłuższym okresie.

Partnerskie podejście w wywiązywaniu się ze zobowiązań traktatowych zakłada dobrą wolę zainteresowanych stron i rzetelną realizację przyjętych ustaleń. Jeżeli tak się nie dzieje, to pojawia się zagrożenie katastrofą podobną do greckiej.

Przypadek Grecji jest wielce pouczającą historią. Kiedy w 2009 roku kraj ten stał się niewypłacalny, co wstrząsnęło walutą europejską, oczekiwano długotrwałego kryzysu gospodarczego. Dzięki bolesnym dla społeczeństwa greckiego reformom aplikowanym przez MFW i Unię Europejską gospodarka tego kraju wyszła na prostą. Dość powiedzieć, że brytyjski „The Economist” ogłosił niedawno Grecję liderem rankingu najlepiej radzących sobie gospodarek świata w 2023 roku. Pod uwagę wzięto spadek inflacji, wzrost PKB, zatrudnienia i cen akcji.

Sukces Grecji jest potwierdzeniem skuteczności realizacji restrykcyjnej polityki makroekonomicznej narzuconej przez UE i MFW, a jednocześnie przejawem solidarności państw strefy euro ratujących gospodarkę państwa znajdującą się w poważnych tarapatach.

Jałowa debata

W Polsce od wielu lat dyżurnym tematem debat polityków, przedsiębiorców, ekonomistów, politologów i dziennikarzy jest kwestia przyjęcia przez nasze państwo europejskiej waluty. Dla części uczestników tej debaty, zwłaszcza przedsiębiorców, pozostawanie poza strefą euro jest poważnym deficytem transformacji i utratą potencjalnych korzyści, a dla innych – obroną suwerenności gospodarczej kraju.

Głównym motywem debat na temat euro w Polsce jest wysuwanie różnych populistycznych argumentów, na ogół nieprawdziwych, obrzydzających wspólną europejską walutę. Wmawia się, na przykład, wbrew faktom, że wprowadzanie euro powoduje wzrost inflacji. Głosy ekspertów z trudem przebijają się do szerokiej opinii publicznej. Kwestie korzyści z obecności w strefie euro czy nawet w Unii Europejskiej są podważane w drodze rozpowszechniania mijających się z prawdą mitów.

Wsłuchując się w głosy polskich przeciwników waluty euro, można odnieść wrażenie, że politycy i społeczeństwa w 20 krajach Unii Europejskiej, posługując się euro, czynią sobie świadomie krzywdę. Tymczasem potencjał gospodarki Unii Europejskiej wzmocniony wspólną walutą nie wzbudza entuzjazmu ani w Stanach Zjednoczonych, ani w Azji, w związku z rywalizacją o prymat walut światowych w globalnej gospodarce. Wyrazem tego są liczne opinie amerykańskich ekonomistów. Np. Alan Greenspan, były szef Rezerwy Federalnej, zawsze był zagorzałym krytykiem wspólnej waluty europejskiej i lansował tezę, że strefa euro długo nie przetrwa.

Przyjęciu euro w Polsce w przewidywalnej przyszłości zdecydowanie sprzeciwia się kierownictwo NBP. Można złośliwie zauważyć, że nasz bank centralny nie chce stracić swojej pozycji w krajowej polityce gospodarczej. Argumentacja NBP idzie dwukierunkowo: nasza gospodarka nie jest jeszcze gotowa, a kraje naszego regionu, które weszły do strefy euro przed nami, straciły impet rozwojowy.

Zwodnicza statystyka

Do opinii publicznej najbardziej przemawiają przykłady krajów, które niedawno weszły do strefy euro. Ostatnio najczęściej przytacza się dane statystyczne Słowacji, które miałyby pokazać nieopłacalność uczestnictwa w strefie euro. Przykłady innych krajów są raczej pomijane.

Kurs walutowy określający parytet siły nabywczej wyliczony dla Słowacji daje rezultaty sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Eurostat informuje, że w latach 2011–2022 relacja PKB per capita według standardu siły nabywczej (PPS) do średniej unijnej (UE-27) obniżyła się o 5 pkt proc. z 76 do 71 proc., przy wzroście PKB o 27 proc. W tym samym czasie Czechy zanotowały wzrost relacji PKB per capita o imponujące 26 proc., przy wzroście PKB o 23 proc. Słowacja pogorszyła zatem relację do średnio unijnego PKB per capita, a Czechy przy niższym wzroście PKB niż Słowacja znacząco poprawiły swoją pozycję.

Inny przykład: OECD podaje, że w 2022 roku średnie roczne wynagrodzenie, według rynkowego kursu walutowego, było wyższe w Polsce niż na Słowacji o dwa dolary, zaś według standardu siły nabywczej walut było wyższe aż o 9,8 tys. dolarów. Wynagrodzenia w 2022 roku w Estonii były wyższe niż w Polsce o 4,7 tys. dolarów przy kursie rynkowym oraz o 3,9 tys. dolarów niższe niż w Polsce przy parytecie siły nabywczej (PPP).

Przy takich niezrozumiałych różnicach sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem posługiwanie się argumentacją statystyczną w oparciu o parytety siły nabywczej w sporach o euro nie ma sensu. Można bowiem przez dobór kraju lub statystyk do porównań formułować sprzeczne tezy i konkluzje.

Debata w sprawie przyjęcia przez Polskę euro wymaga oparcia się na sprawdzonych faktach, a nie wyrywanych z kontekstu statystykach, z założenia nienadających się do takich celów. Eurostat informuje bowiem, że statystyki PKB oparte na koncepcji parytetu siły nabywczej służą wyłącznie do porównań w przestrzeni, nie w czasie. Przykład z wynagrodzeniami pokazuje, że porównania w przestrzeni też są wątpliwe.

Do debaty publicznej stosunkowo rzadko przebija się wątek korzyści gospodarczych z posiadania wspólnej waluty europejskiej. Red. Piotr Skwirowski w „Rzeczpospolitej” z 2 stycznia przedstawił listę strat, jakie nasz kraj ponosi z nieuczestniczenia w strefie euro.

Wiarygodnym miernikiem rozwoju gospodarczego państw w Unii Europejskiej jest z pewnością tempo wzrostu PKB liczone w krajowych walutach. Przytoczone wyżej przykłady wniosków ze statystyk opartych na parytecie siły nabywczej walut okazują mało wiarygodne. Jestem zdania, że cel takich obliczeń, czyli eliminacja różnic cen i kursów walutowych, nie sprawdza się w praktyce.

Jeżeli porównujemy gospodarki ze strefy euro z pozostałymi krajami, należy pamiętać, że na wzrost gospodarczy wpływa nie tylko oficjalna waluta tych gospodarek, ale także szereg innych czynników, z jakością polityki gospodarczej na pierwszym miejscu.

Bohdan Wyżnikiewicz

Autor jest prezesem think tanku IPAG i byłym prezesem Głównego Urzędu Statystycznego

Transformacja gospodarcza w naszym kraju oznaczała wprowadzenie międzynarodowych regulacji rozwiązań obowiązujących we współczesnej gospodarce rynkowej, choćby regulacji rynków finansowych. Było to bezwzględnym warunkiem przystępowania Polski do Unii Europejskiej i organizacji międzynarodowych, takich jak Bank Światowy, OECD i MFW.

Skuteczność wdrażania międzynarodowych standardów gospodarki rynkowej w Polsce należy zawdzięczać ustalaniu, w drodze negocjacji, żelaznych terminów ich wprowadzania i wywiązywania się z nich. Wyjątkiem jest przystąpienie do strefy euro, gdyż mimo zobowiązania wprost zapisanego w traktacie dotąd nie został ustalony termin jego wykonania.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację