W poniedziałek upływa termin ważności zawartego rok temu i co kwartał przedłużanego porozumienia zbożowego, dzięki któremu ziarno z pól i spichrzów Ukrainy, ale także Rosji, może mimo wojny płynąć w świat przez Morze Czarne.
Rosjanie nie byliby sobą, gdyby nie usiłowali czegoś przy okazji ugrać twierdząc, że nie ma podstaw do przedłużenia porozumienia. Przy poprzednim terminie umowy kombinowali, by rozluźnić system kontroli statków. Teraz domagają się dopuszczenia Rossielchozbanku (czyli Rosyjskiego Banku Rolnego) do systemu bankowych rozliczeń międzynarodowych SWIFT, od którego Amerykanie odcięli Rosję po jej najeździe na Ukrainę.
Czytaj więcej
Decyzja w sprawie przedłużenia porozumienia zbożowego między Ukrainą a Rosją powinna zapaść w ciągu kilkudziesięciu najbliższych godzin. Kreml nie traci żadnej okazji, by szantażować uczestników dialogu.
Kreml może sobie pozwolić na szantaż, bo wie, że szlak morski – wobec ograniczonej przepustowości lądowych, m.in. przez Polskę – to dla Ukrainy być albo nie być. Z eksportu ziarna pochodzi niemal jedna trzecia wpływów dewizowych walczącego kraju. Gdyby zniknęły, Kijów musiałby prosić o znaczne zwiększenie międzynarodowej pomocy finansowej.
Stawiam jednak dolary przeciwko orzechom, że mimo pokerowej gry, Kreml nie zablokuje porozumienia zbożowego, bo sam by na tym stracił.