Krzysztof Adam Kowalczyk: Co z umową zbożową? Pokerowa zagrywka Kremla to blef

Moskwa znów grozi nieprzedłużeniem umowy zbożowej. Ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że kluczowy dla wykarmienia świata transport ziarna przez Morze Czarne zostanie utrzymany.

Publikacja: 14.07.2023 09:55

W poniedziałek upływa termin ważności zawartego rok temu i co kwartał przedłużanego porozumienia zbożowego, dzięki któremu ziarno z pól i spichrzów Ukrainy, ale także Rosji, może mimo wojny płynąć w świat przez Morze Czarne.

Rosjanie nie byliby sobą, gdyby nie usiłowali czegoś przy okazji ugrać twierdząc, że nie ma podstaw do przedłużenia porozumienia. Przy poprzednim terminie umowy kombinowali, by rozluźnić system kontroli statków. Teraz domagają się dopuszczenia Rossielchozbanku (czyli Rosyjskiego Banku Rolnego) do systemu bankowych rozliczeń międzynarodowych SWIFT, od którego Amerykanie odcięli Rosję po jej najeździe na Ukrainę.

Czytaj więcej

Porozumienie zbożowe. Rosja szantażuje uczestników dialogu

Kreml może sobie pozwolić na szantaż, bo wie, że szlak morski – wobec ograniczonej przepustowości lądowych, m.in. przez Polskę – to dla Ukrainy być albo nie być. Z eksportu ziarna pochodzi niemal jedna trzecia wpływów dewizowych walczącego kraju. Gdyby zniknęły, Kijów musiałby prosić o znaczne zwiększenie międzynarodowej pomocy finansowej.

Stawiam jednak dolary przeciwko orzechom, że mimo pokerowej gry, Kreml nie zablokuje porozumienia zbożowego, bo sam by na tym stracił.

Po pierwsze, dla rosyjskiego rolnictwa ta trasa jest niemal równie ważna jak dla ukraińskiego, tym bardziej że transportuje tamtędy płody skradzione z terenów okupowanych.

Po drugie, zwiększenie eksportu zboża umożliwia Rosji upłynnienie przynajmniej części nadwyżek gazu, jakie pojawiły się, gdy Zachód w odpowiedzi na wojnę nałożył embargo na to rosyjskie paliwo. Gaz półdarmo kupują teraz rosyjscy producenci nawozów i tanio zasilają tamtejszy sektor rolny. Dlatego Rosjanie mogą na rynkach międzynarodowych konkurować cenami zboża z Ukraińcami.

Co jednak, gdyby porozumienie upadło? Ceny ziarna na rynku światowym mogłyby znów wystrzelić, bo – teraz to już oczywiste – nie da się całego eksportu z Ukrainy wywieźć drogą lądową.

Polscy rolnicy, którzy podnieśli bunt, gdy po porozumieniu zbożowym ceny jak na całym świecie spadły także u nas w kraju, mogliby teraz liczyć na wyższe zyski ze swoich upraw. Ale raczej na krótko, bo przy zablokowanym transporcie morskim firmy ukraińskie i pośredniczące desperacko usiłowałyby sprzedać ziarno w Europie.

I znów zalałoby ono nasz rynek jako najbliższy, mimo czarowania przez polskie władze, że kontrolują sytuację i baczą, by przejechało tylko tranzytem.

Dlatego zarówno nasi rolnicy, jak światowi importerzy powinni teraz trzymać kciuki za Ukraińców w negocjacjach dotyczących przedłużenia porozumienia. I liczyć, że pokerowa zagrywka Kremla to faktycznie tylko blef.

W poniedziałek upływa termin ważności zawartego rok temu i co kwartał przedłużanego porozumienia zbożowego, dzięki któremu ziarno z pól i spichrzów Ukrainy, ale także Rosji, może mimo wojny płynąć w świat przez Morze Czarne.

Rosjanie nie byliby sobą, gdyby nie usiłowali czegoś przy okazji ugrać twierdząc, że nie ma podstaw do przedłużenia porozumienia. Przy poprzednim terminie umowy kombinowali, by rozluźnić system kontroli statków. Teraz domagają się dopuszczenia Rossielchozbanku (czyli Rosyjskiego Banku Rolnego) do systemu bankowych rozliczeń międzynarodowych SWIFT, od którego Amerykanie odcięli Rosję po jej najeździe na Ukrainę.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację