Przecie to klęska dla rolnictwa – powtórzył Kunicki – ceny zboża lecą na łeb, na szyję.
Rzeczywiście, unijna zgoda na bezcłowy import zboża z Ukrainy i zachęta do jego tranzytu przez polskie porty (skoro z powodu rosyjskiej blokady nie można go było wywieźć z Odessy) dały niezamierzony efekt. Zamiast ładować zboże na statki i ekspediować za morze, banda oszustów zaczęła masowo sprzedawać je w kraju. Nic zresztą dziwnego, skoro naszym urzędnikom nie przyszło do głowy, że trzeba kontrolować, czy opuszcza teren Polski.
Powiadam, że jest źle i poprawy nie ma co oczekiwać. Nie ma – powiadam – żadnych środków na zaradzenie złemu. A Nikodem na to: Jest środek.
No właśnie. Skoro wymyślenie sposobów kontroli przekraczało zdolności intelektualne rządu, trzeba było sięgnąć po inne środki. Jak tu zadowolić rozgniewanych rolników? Zamiast kontrolować tranzyt, należy w ogóle zamknąć granice dla ukraińskiej żywności. Szokując zarówno Ukraińców, jak i resztę świata przyzwyczajoną do tego, że Polska raczej sąsiadowi pomaga, a nie blokuje mu możliwości eksportu. Ryzykując dalszym wzrostem cen żywności w polskich sklepach. I oczywiście łamiąc unijne prawo, bo decyzje w zakresie polityki handlowej są decyzjami wspólnymi, a nie krajowymi.
Nie, bynajmniej! – ochłonął Dyzma. – Trzeba znać języki obce dla literatury i dla zagranicy, a mówić z cudzoziemcami jedynie po polsku.