Wciąż martwimy się, że Narodowy Bank Polski pozwolił inflacji poszybować tak wysoko, że nie wiadomo, kiedy da się ją stamtąd ściągnąć do poziomu celu. Wciąż dziwimy się, jak rząd może mieć drugi budżet i wydawać ogromne pieniądze poza kontrolą Sejmu. Pora jednak zacząć brać pod uwagę, że dokonane u nas zmiany instytucjonalne nastąpiły właśnie po to, by polityka pieniężna i fiskalna mogły być prowadzone tak, jak to widzimy.
Chcąc poznać wyniki badań akademickich, analizujących koszty nieumiarkowanie ekspansywnej polityki gospodarczej, można zajrzeć na przykład do obszernego raportu instytutu KIEL zatytułowanego „Populistyczni liderzy i gospodarka” (Funke, Schularick, Trebesch 2020). Są w nim prezentowane wyniki badań dotyczących kilkudziesięciu krajów na przestrzeni prawie 100 lat. Wnioski z tych badań są jednoznaczne. Gospodarcze koszty populistycznych rządów są duże i długotrwałe.
Czytaj więcej
Sprzedaż detaliczna towarów w Polsce zmalała w styczniu realnie o 0,3 proc. rok do roku. To pierw...
Podatek inflacyjny
U nas silnie interwencjonistyczna polityka gospodarcza jest wciąż czymś nowym, w związku z czym jej długoterminowe koszty dopiero poznamy, jeśli będzie kontynuowana. Można jednak już teraz oszacować wielkość podatku inflacyjnego, a więc kwoty, o jaką w wyniku inflacji skurczyła się realna wartość zasobów pieniężnych i oszczędności posiadanych przez gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa w postaci gotówki i depozytów w bankach.
Wprawdzie można się spierać, w jakim stopniu wysoka inflacja jest u nas efektem czynników zewnętrznych, a w jakim silnej niechęci NBP do rozstania się z jego ulubionym bardzo niskim poziomem stóp procentowych, ale próba wykazania, że drugi czynnik nie odegrał żadnej roli, słabo znosi konfrontację ze stanem faktycznym. Można więc przyjąć, że akomodacyjna polityka pieniężna NBP wpłynęła w dużym stopniu na wielkość nałożonego na gospodarkę podatku inflacyjnego.