Pojawienie się chatGPT pod koniec października ubiegłego roku wywołało falę fascynacji i podziwu w świecie nowych technologii. Oto sztuczna inteligencja (AI) udowodniła, że potrafi zastąpić człowieka we wszystkich pracach intelektualnych z niezwykłą skutecznością, będąc niejednokrotnie lepszą od człowieka. Pisze eseje w dowolnym języku i na każdy temat, wiersze w stylu ulubionego poety, książki, komponuje muzykę, rozwiązuje zadania matematyczne, a w dodatku błyskawicznie koduje.
Z testowego narzędzia skorzystało milion użytkowników na świecie w pięć dni po jego udostępnieniu. Efekt piorunujący i nieosiągnięty dotychczas przez żadną inną aplikację.
Na horyzoncie komercjalizacja
Fascynacji towarzyszą ludzkie emocje – od nadziei na rychłe zyski po strach przed bezpowrotną utratą świata, który nie jest idealny, ale dobrze nam znany. W kapitalizmie żadna innowacja, która zastępuje stary porządek w opisanym w 1939 r. przez ekonomistę Josepha Schumpetera procesie twórczej destrukcji, nie rodzi się dla chwały, ale dla zysku. Tak samo jest z chatGPT.
Założone w 2015 roku w San Francisco przez Elona Muska, Grega Brockmana, Ilyę Sutskevera, Wojciecha Zarembę i Sama Altmana OpenAI początkowo deklarowało się jako nienastawione na zysk laboratorium zainteresowane rozwojem technologii wyłącznie dla dobra ludzkości. Strategia zmieniła się po 2019 roku, kiedy prace nad AI zaczęły wyglądać obiecująco od strony ich komercjalizacji i kiedy pierwszy miliard dorzucił Microsoft (głównie w mocach obliczeniowych swojej chmury).
W styczniu 2023 r. „Wall Street Journal” podaje szacowaną wycenę OpenAI na 23 mld dolarów, prezes Sam Altman obiecuje 1 mld dolarów przychodów w 2024 r., a Microsoft bez najmniejszego wahania inwestuje w firmę mającą dotychczas zaledwie kilkunastomilionowe obroty kolejne 10 mld dolarów w zamian za 49 proc. akcji. ChatGPT zelektryzował świat i stał się zapowiedzią zmian przypominających wprowadzenie maszyn parowych w fabrykach pod koniec XVIII wieku.