Bezpośrednie zaangażowanie USA w konflikt między Izraelem a Iranem może spowodować, że Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej zmobilizuje swoich sojuszników w Iraku, Jemenie i Syrii, którzy wcześniej przeprowadzali ataki na amerykańskie obiekty na Bliskim Wschodzie.
Chociaż najsilniejszym sojusznikiem Iranu w regionie była kiedyś libańska organizacja Hezbollah, została ona znacznie osłabiona przez ataki Izraela. Z informacji Rady Stosunków Zagranicznych wynika, że USA utrzymują obecność w 19 lokalizacjach w całym regionie, z czego osiem jest uważanych przez analityków za stałe placówki amerykańskie. Według szacunków na Bliskim Wschodzie stacjonowało około 40 tys. żołnierzy amerykańskich.
Dostawy ropy przez Cieśninę Ormuz
W Iraku pod koniec ubiegłego roku stacjonowało 2500 żołnierzy amerykańskich. W 2020 r. irański atak rakietowy na amerykański garnizon spowodował, że rannych zostało ponad 100 żołnierzy.
Irańczycy kilkukrotnie zapowiadali, że jeśli Stany Zjednoczone „dołączą do tej wojny i zaatakują ich obiekty jądrowe, podejmą działania odwetowe przeciwko siłom amerykańskim w regionie”. Już teraz mówi się o wznowieniu ataków Jemenu na amerykańskie obiekty. Bojownicy Huti, wspierani przez Iran, zapowiedzieli wcześniej, że zaatakują amerykańskie statki na Morzu Czerwonym, jeśli Stany Zjednoczone dołączą do konfliktu Izraela z Iranem. Przedstawiciele Huti oświadczyli w niedzielę rano w mediach społecznościowych, że „Trump musi ponieść konsekwencje” amerykańskich nalotów na irańskie obiekty jądrowe.