Prezesi zarobią bardzo godnie

Prowizoryczna ustawa kominowa to patologia napisana na kolanie na zamówienie polityczne za rządów AWS – mówi adwokat Tomasz Siemiątkowski.

Publikacja: 08.05.2016 22:00

Prezesi zarobią bardzo godnie

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Rząd przyjął projekt ustawy regulującej zarobki prezesów m.in. w spółkach Skarbu Państwa. Wielu z nich będzie zarabiało mniej. Co pan myśli o tym projekcie jako ekspert w zakresie ładu korporacyjnego?

Jestem szczęśliwy.

Szczęśliwy?

Z tego powodu, że wychodzimy ze stanu nienormalnego, i to w dwojakim sensie. Po pierwsze, wychodzimy z patologii, a po drugie, wprowadzamy lepsze merytorycznie rozwiązania. Patologią była prowizoryczna ustawa tzw. kominowa. Powstała na zapotrzebowanie polityczne w końcówce rządów AWS, będąc napisana na kolanie. Innymi słowy, wartość legislacyjna tej ustawy była i jest zerowa. Poza tym jest ona merytorycznie nieprawidłowa. Chociażby dlatego, że dotyczy spółek, w których Skarb Państwa ma więcej niż 50 proc. akcji bądź udziałów, a tych poniżej 50 proc. już nie dotyczy. To jest absurdalne.

Przecież to i tak nie działało.

Fikcja ustawy kominowej polegała na tym, że to była ustawa, która miała zlikwidować kominy płacowe, w zakresie wynagrodzeń menedżerów, tymczasem te kominy stworzyła. Dzisiaj są one gigantyczne, istnieją ogromne różnice dochodów pomiędzy menedżerami najlepiej wynagradzanymi a tymi zarabiającymi najmniej. Ale przedtem przez lata borykaliśmy się z zagadnieniem bardzo niskiego pułapu płacy menedżerów wprowadzanej przez kominówkę. To były warunki niekonkurencyjne. Nie było możliwości rekrutacji do spółek Skarbu Państwa dobrych menedżerów z rynku. Dlatego grupa kapitałowa spółek Skarbu Państwa przez lata po wejściu w życie kominówki była przaśna. W o wiele lepszym stanie jest dzisiaj.

Dlaczego?

Częściowo wyszliśmy z absurdu, ale tylko częściowo. Sytuacja wyglądała tak, że na najwyższych stanowiskach w spółkach menedżerowie zarabiali po 20 tys. zł, a ich dyrektorzy otrzymywali znacznie wyższe wynagrodzenie, bo ustawie kominowej nie podlegali. Zaczęto zatem radzić sobie z tą fikcją poprzez w istocie obchodzenie ustawy, czyli na przykład poprzez zasiadanie w radach nadzorczych spółek zależnych  czy w zarządach tych spółek. Menedżerowie nierzadko dźwigali na sobie więcej obowiązków, niż byli w stanie zrealizować. Jednak nikt tego nie kwestionował, co było w sumie dosyć zrozumiałe, ponieważ stanowiło to jakieś równanie do zasad rynku.

Czyli rynek sobie poradził.

Ale znowu jesteśmy w świecie fikcyjnym. Za swoją podstawową pracę menedżerowie dostawali niewiele, a prawdziwie pieniądze zarabiali dzięki zajęciom dodatkowym. Rozdrabniali się, chcąc podołać wszystkim obowiązkom.

Zmieniły to kontrakty menedżerskie.

To kolejne kuriozum. Przecież kontrakty zrodziły się z interpretacji ustawy. Przyjęto, że limity „kominówki" dotyczą wyłącznie umów o pracę. Moim zdaniem dobrze, że tak się stało, bo dzięki temu do spółek trafili lepsi menedżerowie. Ale znów stworzono fikcję, ponieważ formalnie było to kolejne obejście ustawy. Po co zatem nam prawo, które jest powszechnie obchodzone? W przypadku kontraktów menedżerskich nie obowiązywały żadne zasady i żadne limity. Wreszcie więc stworzono ustawę o dużej wartości legislacyjnej, z którą nie będzie takiego problemu. A co równie istotne – ustawę zawierającą rozwiązania merytorycznie lepsze.

Skąd ta pewność, że nowe przepisy rozwiążą problemy?

Po pierwsze, ustawa obejmie wszystkie spółki z udziałem Skarbu Państwa, co już będzie miało walor porządkujący. Po drugie, wprowadzone zostaną racjonalne zasady oraz kategoryzacja spółek od najmniejszych do bardzo dużych, a to oznaczać będzie możliwość kształtowania wynagrodzeń na poziomach uzależnionych od wielkości spółek. Na przykład w spółce dużej co do zasady zarabiać się będzie więcej aniżeli w małej. Wiąże się to z zakresem obowiązków, poziomem i zakresem odpowiedzialności, a także różnicami w poziomach ryzyka.

Pańskiej radości mogą nie podzielać ci prezesi, którym zarobki zostaną obniżone w myśl założeń nowej ustawy.

To jest już kwestia pewnego solidaryzmu społecznego. W myśl nowych przepisów w największej spółce z udziałem Skarbu Państwa będzie można zarobić maksymalnie 130 tys. zł miesięcznie. Pytanie, czy to dużo, czy mało. Moje stanowisko jest takie, że takie wynagrodzenie będzie bardzo godne. Zresztą będzie to wszystko oparte na składnikach – stałym i zmiennym. Premia będzie wynosiła 50 proc. podstawy, a w największych spółkach nawet 100 proc. Z tego punktu widzenia wynagrodzenie za pracę na stanowisku menedżerskim, w ramach zasobów państwa, za 130 tys. zł miesięcznie, czyli 1,5 mln zł rocznie, jest odpowiednie. Czy jest gdzieś dowód, że ta stawka powinna być wyższa? Nie ma takiego dowodu. Moim zdaniem jest to racjonalny pułap. Czy istnieje twardy dowód, że to za dużo? Również nie ma.

Czyli wychodzi na to, że w prywatnych instytucjach finansowych ich prezesi będą zarabiali dużo więcej niż szef największego polskiego banku.

Nowe przepisy wprowadzają też pewną filozofię. Można przyjąć na przykład taką zasadę, że uwalniamy płace, ustalamy takie limity, żeby móc mieć u siebie każdego za każde pieniądze. Druga filozofia to uregulowanie tego, co się dzieje, i znalezienie rozsądnego limitu, uwzględniającego poziom i moment rozwoju gospodarczego, w jakim się znajdujemy. Chcę przez to powiedzieć, że być może uzasadnione jest, aby szef ogromnej polskiej spółki zarabiał mniej aniżeli szef ogromnej spółki w Stanach Zjednoczonych, Japonii czy też Niemczech, ale to tyko jeden z punktów widzenia. Autorzy projektu opowiedzieli się właśnie za nim.

I to dobrze?

Bardzo dobrze. Zwróćmy uwagę, że w niektórych  bankach komercyjnych wynagrodzenia zarządów, nie tylko zresztą w Polsce, potrafią być kompletnie irracjonalne. Czasem najwięcej zarabiają ci, którzy są w kiepskich bankach. Rynek zatem też nie jest racjonalny. To jaką filozofię przyjąć? Ścigamy się z rynkiem? Sky is the limit? Nie jestem tego pewny. Państwo powinno wykazać zdrowy rozsądek i nie do końca ufać niewidzialnej ręce rynku. Zwróćmy uwagę na powszechny na świecie proces ograniczania wynagrodzeń niektórych menedżerów, co dotyczy nie tylko instytucji finansowych.

A kto straci najbardziej?

Duży spadek wynagrodzeń będzie w najmniejszych spółkach. Dotychczasowe rozwiązania doprowadziły do absurdalnej sytuacji, w której mamy spółkę giełdową i mały PKS z prezesami zarabiającymi tyle samo. Oczywiście, jeżeli są zatrudnieni na podstawie umów o pracę. Teraz będziemy mieć kategoryzację spółek na mikro, małe, średnie, duże i bardzo duże.

Jak będzie liczona premia? Projekt ustawy stanowi m.in. o kryteriach mało precyzyjnych – choćby takich, czy prezes realizuje strategię.

W większości są to kryteria mierzalne. Na całym świecie jest tak, że część wynagrodzenia menedżera urzeczywistnia się po osiągnięciu określonych efektów, stąd tzw. adekwatność wynagrodzenia. Konieczne będzie profesjonalne przygotowywanie nowych kontraktów menedżerskich, z możliwie precyzyjnym określeniem przesłanek wypłacania premii, tak aby obie strony miały komfort funkcjonowania. Jednak wszystko zależy od tego, jak będą wyglądały nowe umowy cywilnoprawne, nowe kontrakty menedżerskie. Przykładowo, kiedy kontrakt przewiduje realizację jakiejś inwestycji, trzeba znaleźć takie kamienie milowe, żeby było wiadomo, co menedżer ma zrealizować.

Te przepisy nie przerodzą się znów w którymś momencie w fikcję?

Jestem przekonany, że nie.

Ale jest tam na przykład postanowienie o osobistych decyzjach ministra skarbu dotyczących pensji prezesów. Czyli minister sam będzie mógł obejść ustawę?

Zawsze musi być tzw. zawór bezpieczeństwa. Ale pojawia się oczywiście pytanie o kontrolę społeczną, np. ze strony mediów. Jeżeli minister popełni dramatyczny błąd i nadużyje swoich uprawnień w tym zakresie, to ta decyzja zostanie ujawniona i prawdopodobnie się nie ostanie. Natomiast co do zasady projekt porządkuje sprawę i nie ma w nim miejsca na fikcję: świadczenia dodatkowe – zero, zakaz konkurencji – maksymalnie sześć miesięcy, wypowiedzenie – trzy miesiące, odprawa – trzy miesiące, ale nie po kilku miesiącach pełnienia funkcji, i wreszcie wyłączenie możliwości odpłatnego zasiadania w radach nadzorczych spółek zależnych.

Dlaczego tak się spieszono z tą ustawą? Nawet nie poddano jej konsultacjom.

Ustawa ta jest bardzo potrzebna, konieczność jej uchwalenia zdiagnozowano już kilkakrotnie. Za każdym razem brakowało woli politycznej. Jak wiemy, prowizorki trwają najdłużej. Mam nadzieję, że to już jej kres. Nie ma na co czekać. Nadto, jeżeli planuje się utworzenie narodowej grupy kapitałowej, to musi mieć ona stosowny instrument. Lepiej, aby instrument ten był gotowy i przetestowany, zanim grupa ta powstanie.

Tomasz Siemiątkowski jest adwokatem, profesorem Szkoły Głównej Handlowej i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, komentatorem kodeksu spółek handlowych.

Rząd przyjął projekt ustawy regulującej zarobki prezesów m.in. w spółkach Skarbu Państwa. Wielu z nich będzie zarabiało mniej. Co pan myśli o tym projekcie jako ekspert w zakresie ładu korporacyjnego?

Jestem szczęśliwy.

Pozostało 97% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację