To kolejne kuriozum. Przecież kontrakty zrodziły się z interpretacji ustawy. Przyjęto, że limity „kominówki" dotyczą wyłącznie umów o pracę. Moim zdaniem dobrze, że tak się stało, bo dzięki temu do spółek trafili lepsi menedżerowie. Ale znów stworzono fikcję, ponieważ formalnie było to kolejne obejście ustawy. Po co zatem nam prawo, które jest powszechnie obchodzone? W przypadku kontraktów menedżerskich nie obowiązywały żadne zasady i żadne limity. Wreszcie więc stworzono ustawę o dużej wartości legislacyjnej, z którą nie będzie takiego problemu. A co równie istotne – ustawę zawierającą rozwiązania merytorycznie lepsze.
Skąd ta pewność, że nowe przepisy rozwiążą problemy?
Po pierwsze, ustawa obejmie wszystkie spółki z udziałem Skarbu Państwa, co już będzie miało walor porządkujący. Po drugie, wprowadzone zostaną racjonalne zasady oraz kategoryzacja spółek od najmniejszych do bardzo dużych, a to oznaczać będzie możliwość kształtowania wynagrodzeń na poziomach uzależnionych od wielkości spółek. Na przykład w spółce dużej co do zasady zarabiać się będzie więcej aniżeli w małej. Wiąże się to z zakresem obowiązków, poziomem i zakresem odpowiedzialności, a także różnicami w poziomach ryzyka.
Pańskiej radości mogą nie podzielać ci prezesi, którym zarobki zostaną obniżone w myśl założeń nowej ustawy.
To jest już kwestia pewnego solidaryzmu społecznego. W myśl nowych przepisów w największej spółce z udziałem Skarbu Państwa będzie można zarobić maksymalnie 130 tys. zł miesięcznie. Pytanie, czy to dużo, czy mało. Moje stanowisko jest takie, że takie wynagrodzenie będzie bardzo godne. Zresztą będzie to wszystko oparte na składnikach – stałym i zmiennym. Premia będzie wynosiła 50 proc. podstawy, a w największych spółkach nawet 100 proc. Z tego punktu widzenia wynagrodzenie za pracę na stanowisku menedżerskim, w ramach zasobów państwa, za 130 tys. zł miesięcznie, czyli 1,5 mln zł rocznie, jest odpowiednie. Czy jest gdzieś dowód, że ta stawka powinna być wyższa? Nie ma takiego dowodu. Moim zdaniem jest to racjonalny pułap. Czy istnieje twardy dowód, że to za dużo? Również nie ma.
Czyli wychodzi na to, że w prywatnych instytucjach finansowych ich prezesi będą zarabiali dużo więcej niż szef największego polskiego banku.