Zmilitaryzowany rubel miał upaść. Zmilitaryzowany dolar także miał chylić się ku upadkowi, wyparty przez chińskiego juana. Tymczasem i rubel, i dolar mają się całkiem nieźle. Warto zastanowić się dlaczego. Skąd bierze się odporność obu walut na polityczne wstrząsy? I czy jest to w ogóle odporność porównywalna?
Rubel zasilany, czyli pogrzeb odwleczony
Zacznijmy od rubla, który najpierw po napaści Rosji na Ukrainę upadł, a zaraz później powstał, nawet jakby ciut mocniejszy niż przed upadkiem.
Dość nieintuicyjne są niektóre ekonomiczne aspekty inwazji Rosji na Ukrainę i tak powszechnie chwalonej odpowiedzi na nią w postaci zachodnich sankcji, które powinny podmyć rubla. I tak spójrzmy na przykład na rachunek bieżący bilansu płatniczego Rosji. W 2021, dobrym roku dla eksporterów surowców, Rosja miała nadwyżkę w bilansie bieżącym rzędu 120 mld dol. W roku napaści na Ukrainę ta nadwyżka może zaś urosnąć nawet do 250 mld dol. Dziwne? Bynajmniej.
Import dołuje, ciśnięty sankcjami. Eksport surowców kwitnie, bo niska podaż nie nadąża za popytem, a sankcje Zachodu nie dotyczyły najważniejszego źródła dochodów dewizowych Rosji. Eksport surowców – według szacunków think tanku Bruegel – dostarczał Rosji każdego dnia 850 mln dol. Eksport samego gazu zaś – według Oxford Economics – tylko w marcu pozwolił zarobić Gazpromowi 9,3 mld dol.
Bez względu więc na to, czy Putin wymusi płatność za gaz w rublach na swoich warunkach, czy połamie sobie na tej sztuczce zęby, jeszcze w tym roku Rosja może odbudować rezerwy walutowe zamrożone „bezprecedensowymi” światowymi sankcjami.