Agresja Rosji na Ukrainę zmieniła sytuację geopolityczną. Na rynkach panuje niepewność i zmienność. Innymi słowy – wzrosło ryzyko. A w trudnych czasach niechęć do niepewnych inwestycji rośnie. Kapitał odpływa nie tylko z krajów bezpośrednio zaangażowanych w konflikt zbrojny, ale też z całego regionu.
Wojna w Ukrainie to niejedyny powód pogarszającego się otoczenia rynkowego. Konflikt wybuchł w trudnym momencie dla światowej gospodarki. Wcześniej produkt krajowy brutto rósł napędzany ożywieniem po lockdownie i ultraswobodną polityką pieniężną. W pewnym momencie jednak inflacja zaczęła wymykać się spod kontroli, co zmusiło banki centralne do podwyżek stóp procentowych. W tym momencie wybuchła wojna, dodatkowo podbijając inflację – drożeją surowce, energia, żywność. Na razie popyt konsumencki ratuje statystyki, ale wraz ze wzrostem cen będzie hamował. A wtedy przedsiębiorcom coraz trudniej będzie utrzymać marże i płynność.
W takim otoczeniu firmom nie jest łatwo pozyskiwać kapitał na inwestycje. A jeśli już to się udaje, to trzeba zapłacić premię za ryzyko. W praktyce oznacza to konieczność zaoferowania inwestorom wyższego oprocentowania obligacji. Zapłaty bankom wyższych rat kredytowych. I niższą wycenę akcji przy wchodzeniu na giełdę.
W trudnej sytuacji są młode firmy. Choć paradoksalnie obecna sytuacja może urealnić wyceny części aktywów. Zarządzający funduszami w nieoficjalnych rozmowach nieraz narzekali, że oczekiwania niektórych właścicieli startupów są absurdalnie wysokie. I że problemem nie jest brak pieniędzy na inwestycje, ale znalezienie ciekawych aktywów. Natomiast można przebierać w ładnie brzmiących pomysłach, opakowanych w marketingowe slogany, ale pozbawionych biznesowych konkretów.
Z trudnym otoczeniem makroekonomicznym nie wygramy, ale możemy starać się zmniejszać poziom ryzyka, z jakim postrzegane jest inwestowanie nad Wisłą. Lista rzeczy do poprawki jest długa: praworządność, sądownictwo, porządkowanie finansów publicznych, stabilność legislacyjna, postawienie na edukację i innowacje. To znacznie trudniejsza droga niż doraźne działania o charakterze populistycznym. I – niestety – naiwnością byłoby sądzić, że lista ta będzie dla rządu priorytetem – przecież na horyzoncie mamy wybory parlamentarne.