Brexit: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło

Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej pobudziło kasandryczne nastroje wśród zwolenników integracji europejskiej. Wprawdzie i ja się do nich zaliczam, ale wcale z powodu Brexitu nie ubolewam. Dlaczego?

Publikacja: 07.07.2016 19:50

Leon Podkaminer, ekonomista w Wiedeńskim Instytucie Międzynarodowych Porównań Gospodarczych

Leon Podkaminer, ekonomista w Wiedeńskim Instytucie Międzynarodowych Porównań Gospodarczych

Foto: materiały prasowe

Po pierwsze, Wielka Brytania nigdy do UE nie należała pełnym sercem. Jedną nogą zawsze była poza integrującą się Europą. Już od czasów Margaret Thatcher stale ją szantażowała – niestety, skutecznie – domagając się szczególnego traktowania, przywilejów nienależnym innym krajom, wyjątków od powszechnych zasad itp. Gdyby Anglicy nie wybrali Brexitu, Wielka Brytania kontynuowałaby – jeszcze energiczniej – swoją destrukcyjną politykę wobec UE. Brexit należy przyjąć z zadowoleniem – w myśl słusznej zasady „Lieber Ende mit Schrecken als Schrecken ohne Ende" (w wolnym tłumaczeniu: lepiej skończyć z trzaskiem, niż cierpieć bez końca).

Najważniejszej przewiny Wielkiej Brytanii dopatruję się w tym, że wniosła ona do Unii ducha wąskiego egoizmu ekonomicznego. Jakże trafne jest (wciąż) stwierdzenie Napoleona, że „Anglicy są narodem sklepikarzy". Dla Wielkiej Brytanii uczestnictwo w projekcie europejskim było jedynie pretekstem do wyszarpywania korzyści z handlu i inwestycji zagranicznych. Projekt ów był jednak aż do czasu akcesji Wielkiej Brytanii czymś innym – i przecież dużo większym – niż tylko wolnym handlowaniem.

Sklepikarskie zachowanie się Brytyjczyków w Unii nie pozostało jednak bez następstw. Inne kraje zaczęły upodabniać się do Anglii, odpowiadać pięknym za nadobne. Niestety, taką samą postawą popisują się zwłaszcza niektóre „nowe" kraje członkowskie. Hołdują zasadzie „śmierć frajerom": dawać tu nam dotacje, bo się należy, ale wara „wam" od tego, co wyczyniamy np. z prawami obywatelskimi. Ta właśnie ciasno egoistyczna postawa państw narodowych doprowadzi w ostateczności do faktycznej dezintegracji UE.

Recept na reintegrację europejską oczywiście nie brakuje. I ja takową dysponuję. Moim zdaniem kluczowe są dwie sprawy. Po pierwsze, polityka gospodarcza na poziomie Unii musi odrzucić różne „szemrane" doktryny ekonomiczne, m.in. te, na których bazuje traktat z Maastricht. Nie ma co się dłużej oszukiwać, wprowadzenie wspólnej waluty europejskiej było monumentalnym głupstwem ekonomicznym. Ratowanie euro – wciąż jeszcze możliwe – wymagałoby zupełnie innej polityki gospodarczej, zwłaszcza w Niemczech.

Po drugie, należałoby przemyśleć uczestnictwo w Unii „pasażerów na gapę": krajów, które w Unii trwają wyłącznie dla własnego interesu gospodarczego, za nic mając przyczynianie się do postępu wartości europejskich.

Leon Podkaminer, ekonomista w Wiedeńskim Instytucie Międzynarodowych Porównań Gospodarczych

Po pierwsze, Wielka Brytania nigdy do UE nie należała pełnym sercem. Jedną nogą zawsze była poza integrującą się Europą. Już od czasów Margaret Thatcher stale ją szantażowała – niestety, skutecznie – domagając się szczególnego traktowania, przywilejów nienależnym innym krajom, wyjątków od powszechnych zasad itp. Gdyby Anglicy nie wybrali Brexitu, Wielka Brytania kontynuowałaby – jeszcze energiczniej – swoją destrukcyjną politykę wobec UE. Brexit należy przyjąć z zadowoleniem – w myśl słusznej zasady „Lieber Ende mit Schrecken als Schrecken ohne Ende" (w wolnym tłumaczeniu: lepiej skończyć z trzaskiem, niż cierpieć bez końca).

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację