Młodzi urzędnicy z AppStorem

Prywatne firmy walczą o specjalistów i szukają najlepszych absolwentów uczelni, ale jeszcze nigdy nie spotkałem się z łowieniem talentów do pracy w urzędach.

Publikacja: 11.07.2016 20:16

Młodzi urzędnicy z AppStorem

Foto: materiały prasowe

Jedna czwarta pracowników administracji różnych szczebli w USA to milenialsi, czyli osoby urodzone po 1980 r. Ponieważ w sektorze prywatnym ten odsetek jest dużo wyższy (34 proc.), to – jak można wyczytać w ciekawym raporcie „Understanding Millennials in government" (Deloitte University Press) – amerykańskie agendy rządowe zastanawiają się, jak zatrudniać i motywować młodych pracowników.

Wejście na rynek pracy pokolenia ludzi nierozstających się ze smartfonem to jedno z wyzwań także dla polskiej administracji. Mam jednak wrażenie, że u nas problem polega raczej na tym, jak dobrze ich zagospodarować.

Wśród czynników, które w najbliższych latach zdecydują o  kierunkach rozwoju zarówno w życiu gospodarczym, jak i społecznym, pierwszoplanowe role będą odgrywać trzy zjawiska. Po pierwsze, zmiany technologiczne, zwane czwartą rewolucją przemysłową. Po drugie, zmiana sposobu myślenia o produktach i sposobach ich dostarczania. Po trzecie, rosnąca obecność pokolenia milenialsów na rynku pracy. Te same trendy będą kształtować sektor publiczny.

Industry 4.0

Czwarta fala postępu przemysłowego, zwana industry 4.0, napędzana jest przez kilka technologii, których rola będzie rosła. Wśród najważniejszych są analizy oparte na wielkich zbiorach danych (big data), internet rzeczy (IoT – Internet of Things) czy autonomiczne, uczące się i komunikujące ze sobą roboty. Duże znaczenie będzie miała horyzontalna i wertykalna integracja systemów IT pomiędzy dostawcami, firmami i klientami oraz wewnątrz samych firm, a także przechowywanie i wymiana informacji w technologiach opartych na chmurze i związane z tym problemy cyberbezpieczeństwa.

Zmieniać się będą metody produkcji. Na szeroką skalę będzie wykorzystywany druk 3D w jego przemysłowej wersji oraz symulacje na wirtualnych modelach, choćby do projektowania zmian w ustawieniu maszyn w liniach technologicznych.

Jakie będzie zastosowanie tych technologii w usługach publicznych? Rzeczywistość przerośnie naszą wyobraźnię. Warto postawić pytania: jak internet rzeczy będzie wykorzystywany w monitorowaniu infrastruktury krytycznej kraju albo zarządzaniu zużyciem energii? Jaka jest nasza wizja stosowania urządzeń komunikujących się przez sieć w publicznych usługach medycznych: w telediagnostyce, śledzeniu rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych czy monitorowaniu stanu zdrowia osób starszych? Jakie zbiory danych będą upubliczniane i jakie korzyści z tego chcielibyśmy osiągnąć? Jak można wykorzystać drony i połączone w sieć czujniki do usprawnienia transportu, komunikacji miejskiej, wykrywania pożarów lasów i groźby powodzi?

Warto stawiać pytania o przyszłość technologii w sferze publicznej, by nie czekać biernie na to, co zaoferują dostawcy, ale kreować rozwiązania służące zaspokojeniu istniejących potrzeb społecznych, np. poprzez zamówienia przedkomercyjne.

Nie tylko e-administracja

Innowacyjność i sukces komercyjny wielu firm wynikają ze zmiany filozofii w myśleniu o produkcie i sposobie jego dostarczania. Facebook nie tworzy własnego „kontentu", telefon Apple nie musi służyć do rozmowy, a Uber – największa na świecie firma taksówkarska – nie ma żadnej taksówki. Ich sukces nie wynikał z poprawy efektywności i usprawniania procesów, ale z tego, że prawidłowo zdiagnozowały potrzeby i znalazły sposób na ich zaspokojenie – często włączając w to użytkowników.

Taka zmiana filozofii musi objąć również dostarczanie usług publicznych. Nie może gonić trendów sprzed kilku lat, trzeba wręcz uczestniczyć w ich kreowaniu.

Oczywiście trzeba informatyzować podstawowe procesy administracyjne. Tyle że planując wykorzystanie internetu do obsługi obywateli, mówimy o technologii i usługach, które w wielu krajach działają od kilkunastu lat. To nadrabianie zaległości, często nieudolne.

Najwyższa Izba Kontroli opublikowała niedawno raport o świadczeniu usług publicznych w formie elektronicznej. Trudno nie zadać sobie pytania, jak to możliwe, że z e-usług działającego na Mazowszu portalu, który kosztował ponad 10 mln zł, przez osiem miesięcy skorzystało 78 osób? Przecież w samej Warszawie tysiące osób logują się do systemów transakcyjnych w swoich bankach, robią zakupy, wynajmują mieszkania i auta, nie odchodząc od biurka.

Publiczne usługi elektroniczne można jednak wprowadzać szybko i skutecznie, czego przykładem jest program 500+. Jak zapowiada minister Anna Streżyńska, możliwość załatwiania innych spraw administracyjnych będzie udostępniana w podobny sposób. Wykorzystanie systemów transakcyjnych bankowości elektronicznej rozwiązało problem uwierzytelnienia użytkownika przed urzędem, z czym nie można było sobie poradzić od lat. To tym cenniejsze, że we wdrożenie usługi publicznej zaangażowano podmioty komercyjne.

Public 4.0, czyli odpowiednik Industry 4.0 w usługach publicznych, to nie tylko zmiany technologiczne. W dzisiejszych czasach rządy często nie mają szans zaspokoić wielu społecznych potrzeb obywateli. Niezwykle skutecznym rozwiązaniem jest więc zaangażowanie i innowacyjna współpraca wszystkich możliwych stron. Tworzy się w ten sposób interdyscyplinarna „gospodarka rozwiązań". I jej nowi uczestnicy – korporacje oraz firmy prywatne, organizacje pozarządowe oraz indywidualni dobroczyńcy, instytucje i agendy rządowe oraz przedsiębiorstwa społeczne, które współdziałając, tworzą nową wartość w sferze publicznej. Jej beneficjentami są wszyscy: obywatele, korporacje, sektor publiczny i organizacje pozarządowe. Stosowane są nowe formy współdziałania: crowdfunding, ridesharing, crowdsourcing, microfinancing czy wykorzystywanie aplikacji mobilnych w celu organizowania i lepszego zarządzania publiczną przestrzenią.

Takie spojrzenie na zadania publiczne skłania do postawienia pytania, czy wszystkie muszą być realizowane przez instytucje sektora publicznego. Oddanie niektórych zadań organizacjom pozarządowym lub komercyjnym samo w sobie pobudza innowacyjność w dostarczaniu tych usług.

Do wprowadzania zmian potrzeba odwagi. Podjęcie jakiegokolwiek działania niesie ryzyko porażki, a im wyższy spodziewany zysk, tym większa możliwa strata. Ta zasada obowiązuje również w sektorze publicznym. Aby uwolnić innowacyjność w tym sektorze, trzeba zaakceptować ryzyko niepowodzenia.

Wymaga to zmiany myślenia o administracji przez instytucje kontrolne, których rola w kształtowaniu praktyki stosowania prawa jest niedoceniana. A przecież to skoncentrowanie kontrolerów na badaniu oszczędności w gospodarowaniu pieniędzmi publicznymi sprawia, że w zamówieniach publicznych niechętnie są stosowane inne kryteria niż cena. Instytucje powinny być rozliczane w pierwszej kolejności z osiągnięcia celów – sensownych i opisanych konkretnymi wskaźnikami.

Wartość jest w ludziach

Co najistotniejsze, żaden przełom w funkcjonowaniu instytucji publicznych nie będzie możliwy bez otwarcia na ludzi. Rozumiem przez to zarówno wsłuchiwanie się w rzeczywiste potrzeby i dostosowywanie do nich usług publicznych, jak i zaangażowanie otwartych umysłów w kształtowanie nowej administracji.

Milenialsi pomogą

Podczas gdy prywatne firmy walczą o specjalistów i wyszukują najlepszych absolwentów uczelni, ja jeszcze nigdy – a pracuję w administracji od kilkunastu lat – nie spotkałem się z jakąkolwiek koncepcją wyławiania talentów do pracy w urzędach. Może już pora zacząć kształcić menedżerów sektora publicznego przez – jak to praktykuje wiele firm – specjalne programy menedżerskie, oferując absolwentom szybką ścieżkę kariery.

Pracę w administracji podejmują coraz młodsi ludzie. Nie jesteśmy w ogóle przygotowani do wykorzystania potencjału pokolenia milenialsów. Zamiast formatować ich według urzędniczego wzorca, powinniśmy stworzyć im warunki do uwolnienia innowacyjności i wykorzystania tych umiejętności, których w instytucjach publicznych z reguły bardzo brakuje – znajomości najnowszych technologii, błyskawicznej komunikacji, łatwości wyszukiwania informacji, wielozadaniowości.

Do tego nie potrzeba wcale ogromnych pieniędzy. Młodzi pracownicy mają też inne motywatory: możliwość rozwoju umiejętności przywódczych, elastyczność warunków, poczucie, że wykonywana praca ma cel i sens, czy interesujące wyzwania i rywalizacja. Naprawdę warto to wykorzystać.

Jak niedawno pisała na tym łamach Halina Frańczak z Deloitte, prezentując wyniki badania studentów europejskich uczelni, młodzi ludzie wchodzą do pracy jak do gry, gdzie mogą zdobyć następny level. Dajmy więc możliwość zdobywania punktów w tej „grze", np. za innowacyjność. Stwórzmy miejsce wzorowane na platformach App Store czy Google Play, gdzie pracownicy urzędów mogliby zamieszczać opracowane przez siebie aplikacje przydatne w pracy w różnych instytucjach. O ile szybciej rozprzestrzeniałaby się wiedza wśród urzędników, ile czasu i pieniędzy można by zaoszczędzić na budowaniu narzędzi informatycznych. A satysfakcja z liczby pobrań i lajków gwarantowana.

Autor od kilkunastu lat zajmuje się zagadnieniami zarządzania w administracji publicznej. Ostatnio był dyrektorem Biura Zarządzania Jakością w Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości.

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Ceny kredytów mogą dalej maleć
Opinie Ekonomiczne
Pensje Polaków dogoniły zarobki Brytyjczyków. O czym to świadczy?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: To nie są wybory prezydenckie
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Wojna orła ze smokiem
Opinie Ekonomiczne
Dr Mateusz Chołodecki: Czy można skutecznie regulować rynki cyfrowe