Oprócz projektów już mniej lub bardziej znanych, jak choćby reforma otwartych funduszy emerytalnych czy państwowa agencja ratingowa, zawiera wiele pomysłów, których istotą jest głównie to, iż są słuszne. Jak jednak je osiągnąć, czytając strategię, nie tylko trudno powiedzieć, ale nawet trudno odgadnąć, bo spod deklaracji chęci nie wyziera zbyt wiele konkretów. Długa lista projektów opiera się na sformułowaniach typu: „wzmocnienie zasobów", „stymulowanie rozwoju", „budowanie przewag konkurencyjnych", „zwiększenie koordynacji działań", „zwiększenie pozytywnego wpływu programów unijnych", „stworzenie nowych lepszych rozwiązań" i „usprawnienie funkcjonowania". Tę listę można ciągnąć.
W gruncie rzeczy trudno taką strategię nawet poddać analizie czy krytyce – jak bowiem dyskutować z tym, co ze wszech miar słuszne. A może o to właśnie chodzi?
Nawet głosząc słuszne hasła, nie da się jednak zadowolić wszystkich. Przede wszystkim te „wzmocnienia, stymulowania, usprawnienia" kosztują. I tu pojawia się pierwsze zaskoczenie – tabela z kosztami strategii (będącymi de facto kreatywną próbą wpisania w finansowanie środków, które już w gospodarce krążą) się... nie sumuje. Wartości składowe są niższe od wartości całkowitej.
Po drugie, program jest pełen sprzeczności. Ich symbolem jest znany już graf pokazujący „schemat realizacji celu głównego" określonego jako „Ludzie: wzrost dochodów przy większej spójności". Zakłada on, że bardziej sprawne państwo i lepszy dostęp do kapitału na rynkach finansowych mają zwiększyć wzrost konkurencyjności firm i w efekcie doprowadzić do szybszego wzrostu PKB. Tylko jak pogodzić wzrost konkurencyjności z biznesową centralizacją (ogłoszone już tworzenie holdingów państwowych, centralizacja decyzyjna odnośnie do inwestycji regionalnych). No i jak rynek finansowy z bankami obciążonymi właśnie podatkiem i perspektywą ustawy frankowej oraz z giełdą osłabianą przez reformę OFE miałby gwarantować lepszy dostęp do kapitału? Duży nacisk położono na reindustrializację i innowacje. Tyle że to gospodarka usługowa jest zwykle wysokomarżowa, a innowacje w usługach są z kolei mniej kapitałochłonne.
Najważniejszy wniosek, jaki ze strategii się wyłania, to przyspieszenie centralizacji. Wiele wskazuje, że odbędzie się ona kosztem samorządów. Zwiastunem tej zmiany jest zdanie: „zwiększenie znaczenia dochodów własnych w finansowaniu działalności jednostek samorządu terytorialnego w stosunku do transferów ze szczebla centralnego". I choć strategia głosi, że w jej centrum stoi człowiek, to wątpię, by dzięki niej państwo znalazło się bliżej obywatela.