Ale koniec negocjacji z Unią może być zupełnie inny, niż wynikałoby to z ostrych zapowiedzi premier Theresy May. Pewne jest tylko to, że pozycja Wysp w tych rozmowach jest bardzo słaba i dlatego już dziś Londyn sięga do zawoalowanych gróźb.
Premier May zapowiedziała, że nie będzie domagać się pozostania w ramach jednolitego rynku unijnego. Musiała to powiedzieć, bo Brytyjczycy domagali się przede wszystkim zablokowania imigracji, czyli działań sprzecznych z jedną z czterech podstawowych zasad wspólnego rynku. Jednocześnie jednak pani premier zapowiedziała, że będzie walczyć o zapewnienie w umowie handlowej z UE możliwe liberalnych zasad przepływu towarów i usług. W jej wypowiedzi pobrzmiewały również groźby niestosowania się do unijnych zasad podatkowych. To można z kolei odczytywać jako możliwość ściągania inwestycji poprzez oferowanie ulg i niższych stawek podatkowych – czyli jako zapowiedź stworzenia gigantycznego raju podatkowego przy samych granicach (a konkretnie – przy brzegu) Unii.
Oczywiście te wszystkie deklaracje to tylko wstęp do negocjacji: ostre otwarcie rozgrywki pokerowej przez gracza, który wie, że wszystkie najważniejsze karty są w rękach przeciwników. Wielka Brytania ma gospodarkę silnie uzależnioną od współpracy z Unią. Londyn to finansowe serce Europy. Jeśli Wielka Brytania zostanie wypchnięta z tego rynku, będzie musiała zmienić całą swoją gospodarkę. Wtedy może rzeczywiście ostro i nieuczciwie konkurować z państwami Unii o inwestycje przemysłowe. Ale kto będzie chciał inwestować na Wyspach, jeżeli jednocześnie nie będzie miał łatwego dostępu do największego rynku świata?
Zarazem Bruksela nie może zgodzić się na to, by wielka Brytania pozostała finansowym centrum Unii, nie płacąc składek do jej budżetu. Sytuacja negocjacyjna Wielkiej Brytanii jest więc dziś naprawdę bardzo ciężka.
W najgorszym scenariuszu może się okazać, że w pełni suwerenna, ale i upokorzona Wielka Brytania nie będzie chciała współpracować z Brukselą nawet politycznie. Przed nami więc wielka batalia, która na pewno osłabi Unię i zdecyduje o jej przyszłości. W naszym interesie jest, by Europa pozostała silna i w miarę ściśle zjednoczona. Nawet jeżeli oznaczałoby to pewne osłabienie Wielkiej Brytanii.