Uczelnia to nie tylko miejsce, w którym kształci się studentów. To również liczne zespoły naukowców rozwijających pomysły i wynalazki. Mamy w Polsce przykłady udanych komercjalizacji, czyli sprzedaży takich rozwiązań firmom.
Jednym z nich jest przedłużenie trwałości mRNA – mechanizmu, który może zostać wykorzystany w terapiach onkologicznych. Licencje na polski wynalazek kupiły globalne koncerny farmaceutyczne. To jednak pojedynczy przykład i tylko połowicznego sukcesu. Połowicznego, bo największe profity osiąga niemiecka firma Biontech, która kupiła od nas licencję i wzięła na siebie ciężar oraz ryzyko wielkiej inwestycji w badania i rozwój tego odkrycia. Żadna firma w Polsce nie była gotowa do inwestowania w to rozwiązanie.
Wszystko wskazuje więc na to, że kolejne polskie wynalazki także podążają wytyczoną już drogą: albo są sprzedawane za granicę we wczesnej fazie rozwoju, albo będą skazane na porażkę w wyścigu technologicznym, jak niebieski laser, w przypadku którego Japończycy ubiegli nasz zespół naukowy.
Mała skłonność do ryzyka
Brak możliwości przejścia w naszym kraju z fazy naukowej do fazy produkcji wynika głównie z niskich kapitałów, jakimi rozporządzają polskie firmy w porównaniu z firmami ze Stanów Zjednoczonych czy Europy Zachodniej. To zaś przekłada się na gotowość do podejmowania ryzyka, z jakim wiąże się inwestycja w wynalazek, którego kupienie we wczesnej fazie nie gwarantuje powodzenia i zysku.
Duży polski biznes nie ma doświadczenia w kupowaniu rozwiązań, które nie gwarantują sukcesu. To są ryzyka, z których zarządy wolą się nie tłumaczyć akcjonariuszom. Pewniej jest kupić drogą, ale sprawdzoną, gwarantowaną i gotową zagraniczną technologię, niż wejść w niepewną współpracę z polskimi naukowcami.