Rz: Wyobraźmy sobie następującą sytuację, oby zresztą do niej nie doszło: mamy w Polsce kolejną powódź stulecia, toną dwie elektrownie należące do firm ubezpieczonych w waszym TUW PZUW. Dacie radę z odszkodowaniami?
Oczywiście, że tak, ponieważ zarówno bazujemy na własnej pozycji kapitałowej, a to około 325 mln zł plus 80 mln pożyczki podporządkowanej, jak i mamy za sobą siłę spółki matki, czyli PZU, jako największej grupy finansowej w naszej części Europy. Obie nasze firmy prowadzą działalność ubezpieczeniową, zachowując najwyższe standardy adekwatności kapitałowej oraz bezpieczeństwa finansowego prowadzonej działalności, co przekłada się bezpośrednio na wprowadzanie mechanizmów zabezpieczających portfel towarzystwa i jego członków. Istnieje zresztą wiele nieporozumień dotyczących samej idei ubezpieczeń wzajemnych. W USA, Japonii czy Europie Zachodniej wzajemność w niektórych przypadkach przebija pod względem udziałów w rynku przedsiębiorstwa komercyjne. I jest to wzajemność w bardzo nowoczesnym wydaniu. TUW PZUW to pod względem reżimu adekwatności kapitałowej taki sam zakład ubezpieczeń, z podobnymi wymogami jak PZU czy inne komercyjne firmy ubezpieczeniowe.
A czy nie zadrżało panu serce podczas letnich nawałnic na Pomorzu? Obecne tam firmy energetyczne to wasi członkowie.
Serce zadrżało, ale tylko dlatego, że znam zniszczone okolice. Nie zadrżało w wymiarze ubezpieczeniowym. My jesteśmy od tego, żeby ubezpieczać naszych klientów, naszych członków, zarządzać ryzykiem. A robiąc to, nie możemy zakładać, że się nic nie wydarzy. Różnimy się od planktonowych firm ubezpieczeniowych, które stosują bardzo niskie stawki, a potem stanowią pożywkę dla kancelarii odszkodowawczych.
Tylko że wy też macie niskie stawki.