Jesienią 2015 r. ministrem został nie tylko lekarz, bo w Polsce ministrem zdrowia niemal zawsze zostają lekarze, ale przede wszystkim – doświadczony działacz samorządu lekarskiego, wieloletni (dwie kadencje) prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, członek władz europejskich organizacji lekarskich, który nierzadko walczył o wysokie standardy dialogu społecznego w ochronie zdrowia. Można było mieć wątpliwości, czy ma wystarczające doświadczenie polityczne, czy nie zabraknie mu wiedzy niezbędnej do przeprowadzenia zmian w skali makro, ale tak jego wcześniejsza działalność publiczna jak i ekipa, z jaką przyszedł do Ministerstwa Zdrowia, napawały optymizmem.
Takie były też pierwsze miesiące urzędowania. Fundamentem działalności miał być dialog społeczny. Otwarcie ministerstwa, powołanie zespołów do opracowywania strategii i harmonogramu zmian – to wszystko zdecydowanie przemawiało na korzyść ministra.
Niepokojące sygnały
Przez pierwsze pół roku minister rzeczywiście słuchał ekspertów, partnerów społecznych. A potem z zespołów zaczęły dochodzić niepokojące sygnały – o niedotrzymywaniu harmonogramu, równolegle prowadzonych przez resort przygotowaniach do własnych, odbiegających od uzgadnianych, rozwiązań. Przykładem był zespół ds. zmian systemowych, w którego pracach na zaproszenie ministra uczestniczyłem. Doświadczeni praktycy i teoretycy spotykali się najpierw z ministrem, potem sami, i zastanawiali się, jak naprawić to, co szwankuje. Głównym wnioskiem było to, że nie można dopuścić do likwidacji składki na ubezpieczenie zdrowotne jako odrębnego strumienia finansowania systemu ochrony zdrowia. Powód? Daje to większe bezpieczeństwo systemowi ochrony zdrowia, chroni go przed ewentualnymi zakusami polityków na inne zagospodarowanie kilku czy kilkunastu miliardów złotych, gdy w budżecie państwa zaczyna brakować pieniędzy lub pojawiają się nowe priorytety.
Przyszedł czerwiec 2016 r. i minister rozwiązał zespół, by kilkanaście dni później ogłosić koncepcję Narodowej Służby Zdrowia, której założeniem była likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia. Następny rok poświęcił zaś na poszukiwanie uzasadnienia. Tysiące godzin pracy ministerialnych urzędników i ekspertów. Gigabajty tekstów, opracowań, tabel. Symulacje i kalkulacje – wszystko poszło z dymem, bo na początku lipca 2017 r. prezes PiS ogłosił, że jednak likwidacja NFZ nie jest dla niego priorytetem. Konstanty Radziwiłł dowiedział się o tym z przemówienia Jarosława Kaczyńskiego, które postawiło pod ogromnym znakiem zapytania sens jego kilkunastomiesięcznej pracy.
Konkurencyjne projekty
Wiosną stało się też jasne, że zaniedbań w kwestii finansowania systemu, jak i wynagrodzeń pracowniczych nie da się znów „zamieść pod dywan". Organizacje z Porozumienia Zawodów Medycznych zebrały blisko 250 tys. podpisów pod obywatelskim projektem ustawy zwiększającej wynagrodzenia w ochronie zdrowia. Ministerstwo odpowiedziało własnym projektem – o płacach minimalnych.