Wprowadzane zmiany zazwyczaj zawsze były ewolucyjne, pierwsza rewolucja nastąpiła dopiero w drugiej połowie XIX w. wraz z pojawieniem się silnika napędzanego parą. Istniały oczywiście duże rozbieżności zdań pomiędzy zwolennikami klasycznych urządzeń napędzanych siłą ludzkich lub zwierzęcych mięśni oraz postępowymi rewolucjonistami, dla których energia powstająca z pary była motorem napędzającym postęp. Ot, takie klasyczne różnice pokoleń. Ale według mnie to, co się dzieje obecnie i jak bardzo pokolenie młodzieży urodzonej po 1995 r. różni się od swoich rodziców nie da się porównać do żadnego zdarzenia w historii. To tak jakby średniowiecze spotkało się z oświeceniem. Trzeba sobie zdać w końcu sprawę z faktu, że kilka milionów przedstawicieli pokolenia „Z" weszło na rynek pracy lub niebawem na nim zawita.

Ich poglądy na życie zasadniczo różnią się od osób 20 lat starszych. Ta młodzież nigdy nie doświadczyła innego systemu ekonomicznego niż obecny, ich przytulanką zaś nie był pluszowy miś tylko tablet i smartfon. Na sztandarach mają napisane „równość i otwartość", a ich rodzice „gradacja oraz ostrożność". Już na tym polu dochodzi do poważnych konfliktów, których rozstrzygnięcie może być tylko jedno – to starsze pokolenie ma się zmienić i dopasować obecnie obowiązujące reguły do oczekiwań swoich następców. Dokładnie tak.

Już za dziesięć lat to generacja „Z" będzie zarządzać sporą częścią gospodarki i trzeba sobie z tego zdać sprawę, zamiast próbować zamieść problem pod dywan lub nie dostrzegać konieczności adaptacji do tego co nieuchronne. Najgorszym rozwiązaniem jest oczywiście zmuszanie „Zetek" do dopasowania się do utartych schematów i ram organizacyjnych.

To pokolenie lubi wolność i kreatywność i nie uznaje stwierdzeń w stylu „coś tam świetnie działa od wielu lat i nie ma sensu tego zmieniać". To tak jakby powiedzieć, że zawsze się jadło domową pizzę z pieca opalanego drewnem i nikt nas nie zmusi do zamówienia jej za pomocą aplikacji w smartfonie, płacąc w sieci i oczekując dostawy gorącego i pachnącego dania prosto do domu.

Osobiście jakoś nie mam ochoty sprowadzić sobie do domu pieca opalanego drewnem, ale to już jak kto lubi. Wprowadzanie zmian dla „Zetek" nie musi od razu oznaczać anarchii czy też chaosu. Wystarczy bowiem odpowiednio dostosować struktury organizacyjne do ich oczekiwań. Jak można to efektywnie przeprowadzić? – O tym w kolejnym felietonie.