Janusz Jankowiak: Przewidywalne skutki makrochaosu

Pomijając nieprzewidywalny przebieg pandemii, to ingerencja polityki fiskalnej w procesy inflacyjne i niepewność co do zachowania RPP nowej kadencji stwarzają największe problemy prognostyczne w Polsce w latach 2022–2023.

Publikacja: 12.01.2022 21:00

Janusz Jankowiak: Przewidywalne skutki makrochaosu

Foto: Bloomberg

Niepewność znacząco zwiększyło przeforsowanie fatalnie przygotowanego rządowego pakietu zmian podatkowych w ramach tzw. Polskiego Ładu. Ta dodatkowa porcja niepewności dotyczy zarówno skali mikro (podmioty gospodarcze i obywatele), jak i makro (wpływ na dochody, konsumpcję, inwestycje, wielkości nominalne: stopy procentowe, inflację, agregat PKB).

Jeśli inflacja nie będzie zauważalnie spadała w II kwartale 2022 r., to rząd przedłuży zapewne obowiązywanie wdrożonych rozwiązań „osłonowych" i wprowadzi nowe na kolejne kwartały. W mojej ocenie spadek inflacji w II kwartale jest nieprawdopodobny. Wręcz przeciwnie: bez przedłużonej interwencji fiskalnej znów zaczęłaby ona rosnąć, tym razem powyżej 9 proc. Na łagodzący wpływ na CPI już wprowadzonych i kolejnych podwyżek stóp procentowych byłoby wówczas za wcześnie.

Wzrost rachunków za prąd o ok. 25 proc. i wzrost ceny gazu o ponad 50 proc. zniwelują z naddatkiem efekt tzw. tarczy antyinflacyjnej. Inflacja na przełomie I i II kwartału 2022 r. wzrośnie do 9–10 proc. Rząd zmuszony będzie w tej sytuacji wznowić ulgi podatkowe i „rekompensaty" nie tylko w II [co czyni w ramach ogłoszonej właśnie tzw. tarczy antynflacyjnej 2 – red.], ale być może także w III kwartale 2022 r. Każde kolejne przedłużenie „ulg" podatkowych i dopłat zmieni oczywiście przebieg ścieżki inflacyjnej i tym samym prognozy wskaźnika CPI na lata 2022–2024.

Efekt zakłócający

Ingerencje polityki fiskalnej w procesy cenowe mają konsekwencje nie tylko w postaci utraty dochodów budżetu. Chodzi o wzmocnienie efektu bazy, który przekłada się na spadek średniorocznej inflacji w 2022 r., wzrost w 2023 i ponowny spadek w 2024. Ten efekt zakłócający będzie tym silniejszy, im głębsza będzie ingerencja polityki fiskalnej w ceny nośników energii i ewentualnie żywności w tym roku.

W grudniu na forum Rady Ministrów finansów krajów UE osiągnięte zostało porozumienie uelastyczniające możliwość stosowania obniżonych stawek VAT (https://ec.europa.eu/commission/presscorner/detail/pl/ip_21_6608).

Procedura legislacyjna w Parlamencie Europejskim sprawia, że przepisy nie wejdą w życie wcześniej niż na przełomie I i II półrocza 2022 r. Stąd zerowa stawka na żywność, o którą dopiero niedawno na okres sześciu miesięcy wystąpił polski rząd, wymaga osobnej zgody ze strony Komisji Europejskiej (KE).

Propozycje swobodniejszej regulacji przez kraje członkowskie UE wysokości stawek VAT na produkty służące ochronie zdrowia, środowiska i zaspokajające pierwsze potrzeby są bezpośrednim następstwem kryzysu windującego inflację, ale także ogólnej zmiany priorytetów finansowych Unii.

Problemem – jak zawsze – w takim wypadku jest kwestia zakłócenia konkurencyjności (VAT wpływa na ceny finalne) oraz utraty dochodów budżetowych zarówno przez poszczególne kraje, jak i budżet UE. Przy czym zerowy VAT w średnim okresie wcale nie gwarantuje spadku cen. A to dlatego, że wzrost popytu przy ograniczeniach podażowych może prowadzić do windowania cen przez producentów, pośredników i dostawców.

Jeśli KE, do której aplikował rząd, zgodzi się dodatkowo na okresową redukcję stawek VAT na paliwa i bazowe artykuły żywnościowe, może to w pewnych okolicznościach co prawda zdjąć z owych 9–10 proc. CPI w pierwszej połowie 2022 r. 0,6–0,8 pkt proc., ale za to dołoży co odjęte w 2022 do inflacji w roku 2023, jeśli preferencyjne stawki podatkowe zostaną przywrócone do poziomów wyjściowych. Zwiększy to równocześnie restrykcyjność polityki fiskalnej.

Wyższa ścieżka inflacji w latach 2021–2023 wywoła wzmożoną presję płacową. A efekty drugiej rundy skłonić powinny RPP – już w nowym składzie – do bardziej intensywnej podwyżki stóp procentowych w I półroczu 2022 i w całym roku zresztą też.

Odbije się to na wyhamowaniu dynamiki PKB w latach 2023–2024 bardziej niż wyprzedaż dzisiejszych zapasów, które kontrybuowały do dynamiki PKB w III kwartale potężnym wkładem 3,7 pkt proc., a sądząc po miesięcznych wskaźnikach produkcji sprzedanej przemysłu w końcówce roku – także w IV kwartale.

Na marginesie dodać warto, że zagadka tak wielkiej kontrybucji rezydualnych zapasów do PKB nie jest wystarczająco zbadana. Może to być klasyczny „efekt byczego bicza" w łańcuchu dostaw (znany w literaturze pod nazwą bullwhip effect lub efektu Forrestera). Polega to na zakłóceniu wolumenu podaży rosnącej nadmiernie ponad wielkość popytu na skutek obaw wytwórców o ciągłość dostaw lub magazynowania nadmiarowych dostaw z powodu dynamicznie i trwale rosnących cen.

Nie wiemy, jak było u nas. Ale to „napompowanie" dynamiki PKB przez wielkości rezydualne będzie także miało negatywne znaczenie dla bazy statystycznej agregatu PKB już w drugiej połowie tego roku.

Kwartalne wahania dynamiki PKB nie będą jednak miały w krótkim okresie wpływu na wysokość inflacji. W moim bazowym scenariuszu zakładam wzrost podstawowej stopy procentowej NBP do 4,5 proc. w połowie 2023 r. Bez tego RPP nowej kadencji nie będzie w stanie zakotwiczyć oczekiwań inflacyjnych.

A towarzyszyć temu będzie także zacieśnienie fiskalne po wycofaniu ulg i obniżek podatkowych. Chaotyczna polityka makroekonomiczna, prowadząca jakby przypadkiem do wzrostu indeksu restrykcyjności, coraz bardziej uprawdopodabnia w tych warunkach scenariusz spadku dynamiki PKB w średnim okresie dwóch–trzech lat nawet do ok. 2 proc. oraz utrzymywania się średniorocznej inflacji na poziomie 6–7 proc.

Im bardziej usilnie rząd będzie się starał „wygładzić" i obniżyć przez przedłużone interwencje fiskalne przebieg ścieżki inflacyjnej w tym roku, tym trudniej będzie obniżyć inflację, przyspieszyć wzrost gospodarczy w 2023 r.

Na trwały spadek inflacji w perspektywie oddziaływania polityki monetarnej, czyli siedmiu–ośmiu kwartałów, wpłynąć mogą wyłącznie podwyżki stóp procentowych NBP i zakotwiczenie dzięki temu oczekiwań inflacyjnych. Interwencje fiskalne rządu, zniekształcające bilans ryzyk, utrudniają bankowi centralnemu osiągniecie celu i wpływają tym samym pośrednio na konieczność jeszcze silniejszego wzrostu restrykcyjności polityki pieniężnej.

Kalendarz polityczny

Opisany tu scenariusz makro ma jeszcze jedną konsekwencję, o której warto wspomnieć: otóż bardzo poważnie koliduje on z kalendarzem politycznym.

Wysoka, uporczywa inflacja szkodzi notowaniom rządu. Podobnie jak spowolnienie wzrostu. Obniżenie inflacji poprzez ingerencję fiskalną w 2022 r. gwarantuje ponowny wzrost cen po wygaśnięciu okresowych obniżek podatków w 2023. A jest to rok wyborczy. Stąd, logicznie rzecz biorąc, obecnemu rządowi sprzyjać może przeprowadzenie przyspieszonych wyborów parlamentarnych w pierwszej połowie roku, kiedy działać jeszcze będą osłonowe działania fiskalne, a wzrost gospodarczy będzie jeszcze relatywnie wysoki.

Autor jest głównym ekonomistą Polskiej Rady Biznesu, dwukrotnym zwycięzcą w konkursie NBP i „Rzeczpospolitej" na najlepszego analityka makroekonomicznego roku

Niepewność znacząco zwiększyło przeforsowanie fatalnie przygotowanego rządowego pakietu zmian podatkowych w ramach tzw. Polskiego Ładu. Ta dodatkowa porcja niepewności dotyczy zarówno skali mikro (podmioty gospodarcze i obywatele), jak i makro (wpływ na dochody, konsumpcję, inwestycje, wielkości nominalne: stopy procentowe, inflację, agregat PKB).

Jeśli inflacja nie będzie zauważalnie spadała w II kwartale 2022 r., to rząd przedłuży zapewne obowiązywanie wdrożonych rozwiązań „osłonowych" i wprowadzi nowe na kolejne kwartały. W mojej ocenie spadek inflacji w II kwartale jest nieprawdopodobny. Wręcz przeciwnie: bez przedłużonej interwencji fiskalnej znów zaczęłaby ona rosnąć, tym razem powyżej 9 proc. Na łagodzący wpływ na CPI już wprowadzonych i kolejnych podwyżek stóp procentowych byłoby wówczas za wcześnie.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację