Nie jestem miłośnikiem inwestycji państwowych na rynkach, na których dobrze radzą sobie podmioty prywatne. Jednak pomysł resortu kierowanego przez Jacka Sasina, by „szturchnąć" podległe mu wielkie firmy energetyczne i zaangażować je do budowy sieci instalacji do ładowania samochodów elektrycznych, może nie być taki zły. Dziś bowiem brakuje rozwiniętej, gęstej sieci ładowarek, co mocno zniechęca do nabywania „elektryków", z kolei brak aut elektrycznych zniechęca do inwestowania w ładowarki. Zwłaszcza w mniejszych ośrodkach miejskich przydadzą się inwestycje przerywające to błędne koło – to po pierwsze.

Do rozwoju mapy punktów ładowania potrzebne jest zapewnienie odpowiedniej mocy w sieci, często niezbędna jest też jej modernizacja. Zaangażowanie największych spółek energetycznych może to ułatwić – to po drugie. Oby państwowe giganty nie poprzestały na miastach 100–200-tys. i zainteresowały się mniejszymi ośrodkami, a także drogami krajowymi i wojewódzkimi, gdzie dzisiaj trudno o ładowarki, co czyni podróże po Polsce autem elektrycznym przygodą ryzykowną.

Czytaj więcej

Spółki energetyczne będą stawiać ładowarki e-aut

Jeżeli rozwój sieci ładowarek i wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną skłonią przy tym Zjednoczoną Prawicę do naprawienia błędu i zniesienia tzw. ustawy odległościowej, która blokuje od pięciu lat rozwój energetyki wiatrowej na lądzie, to będzie dodatkowy plus. Bo po co zamieniać spalinowe auta na elektryczne, skoro miałyby jeździć na „brudnym" prądzie z węgla?

Projekt „narodowego operatora ładowarek" jest obiecujący, ale nie jest też wolny od zagrożeń. Bo czy powołanie nowej spółki nie okaże się tylko próbą ominięcia właśnie wchodzącego w życie zakazu tworzenia sieci przez operatorów systemów dystrybucji energii. I czy spółka energetycznych gigantów nie zechce konkurować z podmiotami prywatnymi, „wysysając" dofinansowania, jakie mają właśnie pójść na ten rynek? Wielkie firmy energetyczne stać na finansowanie takich przedsięwzięć z własnej kieszeni. Byłoby źle, gdyby słuszna skądinąd próba przełamania impasu w dystrybucji energii dla aut elektrycznych skończyła się budową swego rodzaju monopolu.