Mimo systematycznego wzrostu cen mieszkania cały czas rozchodzą się na pniu, co powoduje konieczność szybszego niż wcześniej uzupełniania oferty.
Walka o ziemię dotyczy już nawet parceli przeznaczonych pod budownictwo jednorodzinne. Inwestor indywidualny, który szuka gruntu, by wybudować dom metodą gospodarczą, nie ma szans w konkurencji z firmą deweloperską. Pozostanie mu znaleźć inną działkę lub kupić dom postawiony przez dewelopera. Duzi deweloperzy nie bawią się w stawianie pojedynczych domów, ale mniejszym firmom, nastawionym teraz na przetrwanie, taka taktyka może się opłacać. Z punktu widzenia Kowalskiego samodzielna budowa domu jest teoretycznie tańsza, jednak nie każdy chce poświęcać czas i zdrowie na pilnowanie inwestycji – i woli kupić gotowy produkt od dewelopera, licząc się z solidną marżą.
Jeszcze lepiej, kiedy na działce, na której inwestor indywidualny postawiłby sobie dom z dużym ogrodem, można postawić kilka segmentów z terenem pozwalającym ledwo na otwarcie drzwi balkonowych – takie inwestycje naprawdę się zdarzają.
Na warszawskiej Białołęce doskonale widać desperację przedsiębiorstw deweloperskich w pogoni za ziemią. Między posesjami, na których od lat stoją domy jednorodzinne lub co najwyżej bliźniaki, nagle wyrastają trzy-, czteropiętrowe kameralne bloczki. Pozwala na to stary, niedoskonały plan zagospodarowania, zachęca do tego popyt na mieszkania. Trudno więc się dziwić, że firmy deweloperskie z tego korzystają, mimo że miniosiedla nijak nie przystają do otoczenia. ©?
„O ziemię pod domy deweloperzy biją się z klientami"