Zasadniczo powinno być tak: firma wypłaca większość zysku, a jeżeli potrzebuje kapitału – na przykład na nowe inwestycje – to albo zaciąga kredyt, albo zwraca się po pieniądze do akcjonariuszy. U nas natomiast firmy niechętnie zaciągają kredyty, wolą obracać wypracowanymi zyskami.

Na szczęście polityka wypłaty dywidend powoli się zmienia. Jest to widoczne zwłaszcza w spółkach państwowych. Dawniej Skarb Państwa, ulegając różnym lokalnym działaczom, nie potrafił wyegzekwować wysokich dywidend. Sytuacja zmieniła się za poprzedniego rządu. Najbardziej widoczny stał się wówczas spór w KGHM. Minister skarbu Wojciech Jasiński zmusił władze spółki do wypłaty wysokiej dywidendy.

Dlatego znaczące jest to, że w tym roku KGHM – mimo sporego zysku – proponuje wypłatę dywidendy o dwie trzecie niższej niż rok wcześniej. Trzeba mieć nadzieję, że obecny minister skarbu Aleksander Grad (podobnie jak poprzednik) nie ulegnie żądaniom władz spółki. Będzie mu wdzięczny nie tylko minister finansów, ale i grono drobnych akcjonariuszy, którzy kupili akcje tej spółki, licząc na to, że podzieli się z nimi zyskami.

Wysokie wypłaty z zysku są charakterystyczne dla spółek amerykańskich i brytyjskich. W tych krajach zadowolenie akcjonariuszy jest najważniejszym celem zarządów spółek. W Europie kontynentalnej ten sposób myślenia dopiero od niedawna nabiera znaczenia.

Dla nas ta filozofia zarządzania powinna być ważna nie tylko ze względu na interes akcjonariuszy, ale także dlatego, że wycena spółek anglosaskich często jest znacząco wyższa niż w Europie kontynentalnej. Naszej giełdzie też bardzo by się to przydało.