Część z ich środków, podobnie jak część majątków wielu miliarderów na świecie, jest jednak w zarządzaniu funduszy typu private equity. Skala naszej gospodarki dla pierwszej światowej ligi takich graczy jest nadal za mała, by działać tak aktywnie, jak robią to w Londynie czy nawet w Moskwie.

Ale i w naszej rzeczywistości pojawiają się młode wilki bankowości inwestycyjnej, ubrani w garnitury za kilka tysięcy euro i szukający ciekawych możliwości inwestycyjnych. Takim wizytom sprzyjają wysokie zyski funduszy działających od lat w Polsce oraz rosnąca stabilność gospodarki i coraz większe sukcesy naszych firm.

Spółki widzą w funduszach private equity źródło kapitału potrzebnego na rozwój, a także wsparcie organizacyjno-menedżerskie. Chodzi głównie o korzyści dla przedsiębiorców, wynikające z faktu, iż większość funduszy kieruje się specjalizacją branżową. Wielu prywatnych właścicieli nie zamierza się jednak rozstawać z kontrolą nad spółkami. Chcą zapewnić sobie pewien pakiet akcji i wpływ na ważne decyzje. Fundusze im to umożliwiają.

Kiedy rynek akcji, który po czteroletniej hossie przeżywa ciężkie chwile, nie daje już tak dużych zysków z wprowadzenia firmy na parkiet, transakcji z udziałem funduszy po prostu musi być więcej. Pytanie tylko, czy polscy właściciele są już gotowi, by przejść z ich pomocą na drugą stronę Rubikonu.