Zdecydowana większość ekonomistów zarzucała Jackowi Rostowskiemu przyjęcie zbyt optymistycznych założeń dotyczących tempa rozwoju polskiej gospodarki na 2009 r. Nie wierzyli oni, że spełni się prognoza przewidująca blisko 4-proc. wzrost PKB. Tak też się stało, a z każdym miesiącem również i minister finansów obniżał swoje założenia. Po zbyt optymistycznych prognozach na 2009 r. resort finansów przyjął odmienną strategię na obecny rok. Jego szacunki dotyczące wzrostu gospodarczego należą dziś do najbardziej pesymistycznych na rynku finansowym. Takie podejście daje Jackowi Rostowskiemu olbrzymi bufor bezpieczeństwa. Bo jeśli kondycja polskiej gospodarki będzie lepsza od spodziewanej, o wiele lepsza będzie kondycja budżetu, a potrzeby pożyczkowe niższe. Zwłaszcza gdyby powiódł się jeszcze plan prywatyzacji. Minister finansów będzie więc miał powody do dumy. Ale nie możemy jednak zapominać, że ta poprawa będzie krótkotrwała i zobaczymy ją raczej na papierze. Deficyt będzie bowiem niższy od planu (52 mld zł), ale nadal pozostanie wysoki. Zapewne rzędu 35 mld zł (ale jeśli uwzględnimy wydatki unijne, to znów wyniesie prawie 50 mld zł). Przypadłością polskich finansów jest niestety to, że ich kondycja zależy od tempa wzrostu gospodarki. Jedyną receptą na zmniejszenie stopnia zależności sytuacji w kasie państwa od tempa wzrostu PKB są zmiany systemowe. Wystarczy zrealizować przynajmniej kilka z "9 reform dla Polski" proponowanych przez "Rzeczpospolitą". Na razie na serio mówi się tylko o prywatyzacji.