Kryzys gospodarczy, a nawet spowolnienie wzrostu z jednej strony jest wielkim wyzwaniem dla zarządu firmy, a z drugiej – potencjalnie – wymówką i wytłumaczeniem każdego potknięcia. Można zwalić na to w zasadzie wszystko, nawet odwołanie w ostatnim dniu roku prognoz zupełnie nierealnych już w chwili ogłaszania.

Dobrze zarządzana firma ze spowolnienia powinna wyjść silniejsza niż konkurenci. Niestety, nie każdy menedżer sprawdza się w ciężkich chwilach. Kryzys weryfikuje umiejętności, a rolą właścicieli firmy jest znalezienie takich ludzi, którzy przeprowadzą ją przez złe czasy.

W pierwszych kilkunastu miesiącach globalnego kryzysu nie było zbyt wielu zmian w zarządach polskich firm. Zapewne dlatego, że dość łagodnie obszedł się on z naszą gospodarką. Obecna sytuacja wydaje się być dużo trudniejsza. Stąd w ostatnich miesiącach częściej niż w 2009 r. dochodzi do zmian we władzach spółek. Wiosna i lato przyniosły zmiany m.in. w kilku firmach budowlanych. Co ważne, do dziś nie wszędzie znaleziono następcę odwołanego prezesa. Nieobsadzone stanowiska są też w innych branżach. Nie można wykluczyć, że na rynku po prostu brakuje dobrych kandydatów, a być może właścicielom brakuje odwagi, by powołać zupełnie nowych, niezasiadających do tej pory na najwyższych stołkach ludzi. Czytając w ostatnich tygodniach wywiady z menedżerami, odniosłem wrażenie, że część z nich nie ma pomysłu na firmę, która ma wyraźne kłopoty rynkowe. Czasami wydaje mi się, że są zakładnikami właścicieli i szukają metod działania, które spodobają się akcjonariuszom, a nie muszą być dobre dla spółki. To może spotęgować kłopoty.

W idealnym świecie menedżer sam rezygnuje, gdy czuje, że nie daje rady. W świecie rzeczywistym często decyzję za niego podejmują właściciele.

Autor jest publicystą ekonomicznym