Po niemal 20 latach od początku reform pozostały jednak nieliczne oazy ancien régime, jak choćby polska piłka klubowa zarządzana w duchu przysłowiowej już polskiej myśli szkoleniowej, która zapewniła nam długoletnie wakacje od kibicowania polskim drużynom w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Znacznie bardziej brzemienne w skutki są zaniechania w szkolnictwie wyższym.
Mimo imponującego rozkwitu uczelni prywatnych poziom nauki w Polsce wyznaczają nadal instytucje publiczne. W krajach transformacji ustrojowej reforma instytucji publicznych szczególnie wyraźnie pozostaje w tyle za zmianami w sektorze prywatnym. Dyscyplinujące działanie wyborów poprawia funkcjonowanie tylko niektórych obszarów biurokracji. Często efekt jest odwrotny – niski poziom edukacji ekonomicznej wyborców niechętnych reformom przyczynia się do utrwalenia złych rozwiązań, vide konstytucyjny zapis o bezpłatnych studiach.
W ostatnich latach na świecie pojawiły się zjawiska, które stały się źródłem wyzwań dla uniwersytetów: popularyzacja edukacji wyższej, globalizacja, konkurencja między ośrodkami akademickimi i utrwalenie się prymatu gospodarki opartej na wiedzy. Jak z tymi wyzwaniami poradziły sobie polskie uczelnie, obrazują międzynarodowe rankingi – najlepsze polskie uniwersytety okupują w nich miejsca w czwartej bądź piątej setce. Zamierzchła data założenia dziś już nie wystarcza. Potrzebne są reformy. Wszyscy narzekają na niedofinansowanie szkolnictwa wyższego, ale pompowanie pieniędzy w zły system nie pomoże, przeciwnie, bardziej go skorumpuje. Konieczne jest przeprojektowanie systemu. Należy pilnie zająć się przynajmniej: 1. finansowaniem szkolnictwa wyższego (problem odpłatności za studia, bonów edukacyjnych, kredytów studenckich, wprowadzenia realnej konkurencji uczelni publicznych i niepublicznych), 2. systemem governance uczelni (mniejsza zależność władz uczelni od jej kadr, a większa od studentów, model menedżerski), 3. kadrą i ścieżką kariery naukowej (ewaluacja, promocja, wynagrodzenie, odpowiedzialność, mobilność, wymiana zagraniczna), 4. prognozowaniem zapotrzebowania na kompetencje (przewidywanie i popularyzacja wyników prognoz wśród maturzystów, wspieranie kierunków istotnych strategicznie, problem drenażu mózgów i ucieczki fachowców).
Jak uczelnie mają tworzyć podwaliny rozwoju, skoro są często bastionem anachronizmu powolnym własnej inercji? Naukowiec, który stroni od innowacyjności, jest jak pilot z lękiem przestrzeni albo górnik cierpiący na klaustrofobię. Balcerowicz miał plan dla polskiej gospodarki, Beenhakker dla polskiego futbolu, a kto opracuje plan B dla polskiego szkolnictwa wyższego?