Dziś w wielu polskich miastach bezrobocie spadło nawet poniżej tzw. higienicznego poziomu 4-5 proc., który pomaga zachować równowagę na rynku pracy. Nawet w regionach, gdzie odsetek bezrobotnych należy do największych, szefowie urzędów pracy obserwują, że firmy mają coraz większe problemy ze znalezieniem pracowników. Ich zdaniem rzeczywiste bezrobocie jest jeszcze niższe, niż wykazuje GUS.
Korzystne efekty spadku bezrobocia widać w rosnących obrotach sklepów, salonów samochodowych i pnącym się w górę wskaźniku optymizmu konsumentów chętnie zaciągających kredyty. Polacy, nie bojąc się utraty pracy i mogąc liczyć na coraz wyższe płace, więcej kupują i częściej sięgają po droższe, markowe produkty. To szansa rozwoju firm, tych, które umieją zdobyć pracowników i radzą sobie z rosnącymi kosztami zatrudnienia.
Problem w tym, że dla wielu polskich przedsiębiorców, a i zagranicznych inwestorów, kłopoty ze zdobyciem pracowników to wciąż nowe zjawisko. Zwłaszcza gdy przygotowane na początku roku biznesplany kilka miesięcy później biorą w łeb, bo nie uwzględniono w nich dużego wzrostu płac.
Może więc teraz, gdy mamy tak niskie bezrobocie, warto przemyśleć politykę państwa na rynku pracy: zachęt dla pracodawców do zatrudniania osób po pięćdziesiątce i strategii, która skłoni absolwentów do pozostania w kraju. Nie wiemy, co z zapowiadanym programem działań, które miały zachęcić Polaków do powrotu do kraju. Ale na pewno warto pomyśleć, jak zatrzymać tych, którzy tu nadal są.