Nadzieja umiera ostatnia. To chyba najlepsze określenie stanu światowej gospodarki. Podstawowe prognozy wciąż są dobre.
Ale pojawia się coraz więcej poważnych pytań, z których trzy są najważniejsze. Czy w Stanach Zjednoczonych dojdzie do recesji? Czy reszta świata jest w stanie w dobrej kondycji przetrwać kłopoty najpotężniejszej gospodarki świata? Oraz na ile rosnąca, inflacja może zaszkodzić światu? A w tym kontekście pojawia się jedno dodatkowe, ale chyba najbardziej istotne nad Wisłą pytanie: Czy zawirowania na świecie grożą spowolnieniem wzrostu PKB w Polsce?
OECD przewiduje, że kraje należące do organizacji będą rozwijać się w 2008 roku w średnim tempie 2,3 procent, w porównaniu z 2,7 procent w 2007 roku, przy czym wciąż najszybszy wzrost będą notować kraje rozwijające się – Polska, Czechy czy Słowacja. Trudno uznać to za zły scenariusz. Jest on jednak oparty na założeniu, że w Stanach Zjednoczonych nie będzie recesji.
Przewidywania dla amerykańskiej gospodarki zakładają, że PKB tego kraju zwiększy się w przyszłym roku o 1,5 – 2 procent. Jedną z najniższych prognoz ma Merrill Lynch, który wskazuje na wzrost zaledwie o 1,4 procentowych. To aż o 0,8 pkt procent mniej niż w 2007 roku, ale i tak lepiej niż w czasie recesji na początku tysiąclecia. W 2001 roku dynamika wzrostu amerykańskiej gospodarki wyniosła tylko 0,8 procent.
Problem polega na tym, na ile poważne jest ryzyko, że recesja sprzed sześciu lat się powtórzy. Były szef amerykańskiego banku centralnego (Fed), charyzmatyczny Alan Greenspan, twierdzi, że ryzyko recesji wynosi niemal 50 procent. Ten człowiek posiada zaś duże zdolności przewidywania przyszłości. Kiedy już w marcu wskazywał na możliwość załamania wzrostu w Stanach Zjednoczonych, kiedy jego słowa wydawały się czarnym scenariuszem oderwanym od rzeczywistości. Teraz w podobnym tonie wypowiada się wielu ekonomistów.