Co więcej, przez to, że większość społeczeństwa zaczyna korzystać z efektów rozwoju gospodarczego, rozdźwięk między wynagrodzeniami w sferze budżetowej i pozostałych sektorach gospodarki, miast maleć, rośnie. Przeciętna płaca urzędników, policjantów czy nauczycieli w III kwartale 2007 r. to jedynie 87 proc. wynagrodzenia pozostałych pracowników. Rok wcześniej było to 91,4 proc.
Konsekwencje tej sytuacji dotykają nas wszystkich. Urzędnicy szukają lepszej pracy w sektorze prywatnym, lekarze – za granicą, nauczyciele, cóż, po prostu przestają uczyć, szukając lepiej płatnych zajęć. To prosta droga do atrofii usług świadczonych przez państwo. I nie łudźmy się – sprawy nie załatwią doraźne podwyżki w oświacie, dla której nagle znalazły się pieniądze w budżecie, ani wystrajkowane zmiany w płacach lekarzy.
Najwyższy czas, aby ci z budżetówki przestali się czuć jak pracownicy drugiej kategorii. Ich wynagrodzenia – podobnie jak innych – powinny być powiązane z umiejętnościami, doświadczeniem, a nawet zdolnościami. Przed rządzącymi stoi trudne zadanie stworzenia takiego systemu pracy i płacy, aby sektor publiczny stał się sektorem nowoczesnym. Wyrównywanie płac jest tylko małym fragmentem tej układanki.