– Na giełdzie się nie znam, indeksów śledzić nie będę. Poza tym to ryzykowne, a z funduszami dzielić się nie chcę, bo mają tyle kosztów towarzyszących, a gwarancji dużych zysków nie dają żadnych, że nie warto zawracać sobie głowy. Znajomy pośrednik doradził mi, abym kupił nieruchomość, najlepiej mieszkanie z tzw. wyższej półki. I pewnie tak zrobię, tylko mam dylemat: kupować już czy poczekać, bo na przykład latem będzie taniej, czy już raczej nie... – napisał w majlu czytelnik, prosząc o „jakieś rynkowe wskazówki”.
I co można podpowiedzieć w takiej sytuacji, biorąc pod uwagę, że w zależności od tego, z kim się rozmawia (deweloper, analityk rynku czy pośrednik), odpowiedź jest inna. Poza tym padają pytania o konkretny produkt – czyli wybrane mieszkanie i jego lokalizację.
Nie podejmuję się zatem doradztwa szczęśliwemu, acz niespełnionemu, spadkobiercy. Zacytuję tylko zasłyszane opinie.I tak np. duży deweloper z Warszawy twierdzi, że to koniec niskich cen, a rynek odbije wiosną, a wtedy skończą się negocjacje i bonusy.
Jego konkurent z Wrocławia przyznaje, że panuje pewnego rodzaju chwilowa stabilizacja cen, ale – kładąc nacisk na określenie „chwilowa” – wskazuje na fakt ponownego wzrostu stawek w 2009 roku. W domyśle radzi więc: kupuj już...Z kolei doradca z poznańskiego rynku nieruchomości nie ukrywa, że deweloperów dopiero czekają kłopoty ze sprzedażą (a klientów obniżki cen), jeśli na rynku kredytów hipotecznych będzie coraz drożej, a wywindowane stawki nie spadną choć nieco.
Natomiast pośrednik z Warszawy twierdzi, że luksus pod dobrym adresem zawsze będzie w cenie. Jeśli zatem ktoś zamierza zainwestować w apartament, i dobrze wybierze produkt, chwilowe wahania na rynku (w górę czy w dół) nie powinny mieć dla niego znaczenia.