Gdy w 2001 r. została prezesem Garbarni Brzeg (dzisiejszej Alchemii), miała 24 lata. Nie dość, że była jedną z nielicznych kobiet we władzach dużych spółek, to jeszcze najmłodszym szefem firmy notowanej na giełdzie.
Karierę zrobiła w iście zawrotnym tempie. Po ukończeniu Wyższej Szkoły Języków Obcych i Ekonomii w Częstochowie przymierzała się do nauczania angielskiego i włoskiego. W gazecie znalazła ogłoszenie: Boryszew szuka asystentki ze znajomością angielskiego. Zgłosiła się, wybrano ją i wpadła w wir pracy. Jej ówcześni współpracownicy wspominają, że spędzała w pracy po kilkanaście godzin. Była perfekcjonistką. Już po trzech miesiącach szefowa zaczęła powierzać Karinie Wściubiak samodzielne projekty. Coraz trudniejsze, a ona sobie radziła. To zwróciło uwagę właściciela Boryszewa Romana Karkosika.
Po latach wspominała, że początkowo bała się Karkosika. Słynie on z nieufności do nowo poznawanych ludzi i z zarzucania ich coraz bardziej skomplikowanymi zadaniami. Jest wizjonerem, za którym trudno nadążyć. Wściubiak się udawało. Szybko została kierownikiem, później dyrektorem. W 2000 r. Roman Karkosik kupił Garbarnię, która okazała się niewypałem. Biznesmen postanowił, że na nogi postawić firmę może tylko ktoś młody, energiczny, gotowy na wyzwania.
Padło na Wściubiak. Wspomina, że nie spała po nocach. Nie znała branży, miała kierować skostniałym zespołem dużo starszych od siebie ludzi. A jednak udało się. Spółka zaczęła wychodzić na prostą. Z garbowania skór przeszła na handel paliwami i odzyskiwanie tworzyw sztucznych. Jej kurs zaczął rosnąć.
Na forach internetowych inwestorów pełno było wpisów o tym, jak sztucznie pompowano notowania spółek Karkosika. Analitycy przyznają jednak, że te zarzuty nigdy nie dotyczyły Wściubiak. Zajmowała się operacyjnym zarządzaniem i szło jej nieźle. Przez część mediów zaczęła być nawet stawiana za wzór do naśladowania dla młodych ludzi marzących o karierze w biznesie.