Bez wątpienia jeden z najbardziej eleganckich szefów banków centralnych. Zawsze stawiany był jako przeciwieństwo Alana Greenspana, byłego prezesa Fedu, i swego poprzednika na stanowisku szefa Europejskiego Banku Centralnego Wima Duisenberga, którzy w wypowiedziach dla prasy byli niezwykle oszczędni w słowach.
Nie został wybrany na stanowisko prezesa EBC w 1998 r., kiedy ta instytucja powstawała, bo lobbing francuski zirytował pozostałych członków eurogrupy. Ostatecznie wybrano wtedy Holendra, który miał ustąpić po czterech latach, czyli w połowie kadencji, zostawiając miejsce dla Tricheta. Największym przeciwnikiem jego wyboru byli wówczas Niemcy, którzy sądzili, że Francuz jako osoba decydująca w dużej mierze o polityce gospodarczej Europy to nie najszczęśliwszy wybór.
Dziś uważany jest za jednego z najwybitniejszych, jeśli nie najwybitniejszego, prezesa banku centralnego na świecie.
Ten rozmiłowany we francuskiej poezji bankier urodził się w 1942 r. w Lyonie w rodzinie naukowców. Skończył inżynierię i ekonomię, a potem jeszcze paryski Institut d’Etudes Politiques, z którego wywodzi się większość francuskich elit politycznych.
Jego pierwsza praca to stanowisko doradcy w Ministerstwie Finansów. Potem został szefem resortu, a następnie wszedł w skład rady Banque de France, w 2000 r. zaś – jego prezesem.