[b]RZ: Wierzy pan w to, co napisał „Die Welt”, że spadek kursu walut może spowodować w Czechach, Polsce i na Węgrzech prawdziwy krach?[/b]
[wyimek]Instytucje finansowe na świecie wrócą do źródeł, czyli do konserwatywnej polityki kredytowej [/wyimek]
[b]Wojciech Kostrzewa:[/b] To są takie sensacyjne przepowiednie. Niektórzy ekonomiści ekscytują się faktem, że w odróżnieniu od państw Europy Zachodniej w naszym regionie część kredytów jest pobierana w walutach obcych. Stanowi to ryzyko dodatkowe, ale analitycy trochę przeceniają znaczenie tego zjawiska. Nawet przy tak tanim złotym, jak dzisiaj, wszyscy, którzy brali kredyty we frankach czy w euro dwa – trzy lata temu, już zarobili. Mają na tyle dużo luzu finansowego, że wytrzymają i te wahania, szczególnie, jeśli mają długoterminowe kredyty. Mamy teraz na rynku licytowanie się w nierealistycznych, czarnych scenariuszach: przewiduje się euro za 6 zł, a może za 7 zł. Można spytać, dlaczego nie za 10 zł – teoretycznie wszystko jest przecież możliwe.
[b]Ale słaby złoty to także problem dla państwa, które jest zadłużone w euro.[/b]
Tak. Polska jest emitentem euroobligacji, ma spory portfel, ale tak długo, jak zachowamy dobry rating i możliwość odnawiania tego długu, jest to problem bardziej bilansu niż bieżących płatności. Wydaje mi się też, że już niedługo wrócimy do tego naturalnego przedziału wartości złotego, tzn. 3,7 – 4,3 zł za euro.