Nikt nie wie, czy może być gorzej

- W tym biznesie kontrolowanie kosztów jest najważniejszym zadaniem. Zwłaszcza w czasach kryzysu - mówi Allan Rushforth, wiceprezes Hyundai Motor Europe

Publikacja: 23.02.2009 02:32

Nikt nie wie, czy może być gorzej

Foto: Hyundai

[b]RZ: Koncerny samochodowe na świecie stanęły przed największym wyzwaniem w swojej historii – już nie, jak się rozwijać, ale jak przetrwać...[/b]

[b]Allan Rushforth:[/b] To prawda. Kryzys w motoryzacji nikogo nie omija. Dla wszystkich obecna sytuacja jest wielkim wyzwaniem. Trzeba wyjątkowo ostrożnie podchodzić do wielkości produkcji, rozwiązań dotyczących dostaw. Dostosowywać ofertę. Szukać innowacyjnych rozwiązań, zwłaszcza w zakresie oszczędzania paliwa i mniejszej szkodliwości dla środowiska. Producenci rezygnują z pewnych modeli, ograniczają ich produkcję. To dotyczy głównie paliwożernych samochodów. Także my zmniejszyliśmy produkcję SUV-ów. Ale udało się zachować równowagę, bo rośnie produkcja małych modeli.

[b]Jak długo potrwa ta sytuacja? Kiedy branża zacznie wychodzić z kryzysu? [/b]

[wyimek]Trzeba dostosować produkcję danych modeli do konkretnych regionów, w których mają największe szanse na sprzedaż. W tym biznesie kontrolowanie kosztów jest najważniejszym zadaniem. Zwłaszcza w czasach kryzysu[/wyimek]

Problem polega na tym, że nikt nie potrafi dokładnie przewidzieć, czy już osiągnęliśmy dno, czy też może być jeszcze gorzej. W Europie Zachodniej czy USA przez wiele lat sprzedaż samochodów utrzymywała się na podobnym poziomie. Raptem ubiegły rok przyniósł w niektórych krajach kilkudziesięcioprocentowe spadki. Elastycznego reagowania na taką sytuację producenci muszą się teraz nauczyć. To będzie bardzo trudne, zwłaszcza dla tych, którzy przeinwestowali.

[b]Restrykcyjne pilnowanie kosztów jest tym, co może uratować firmy? [/b]

Nie mam co do tego wątpliwości. Powiem tak: jako Europejczyk, pracując w Hyundaiu, cały czas jestem pod ogromnym wrażeniem, jak skutecznie można kontrolować koszty. Wszelkie! Krańcowo dostosować produkcję danych modeli do konkretnych regionów, w których mają największe szanse na sprzedaż. W tym biznesie kontrolowanie kosztów jest najważniejszym zadaniem. Zwłaszcza w czasach kryzysu.

[b]A czym jeszcze można wygrać z konkurentami w takich czasach?[/b]

Jakością, ceną dostosowaną do tego, co się oferuje, no i wspomnianą innowacyjnością. Szukaniem rozwiązań na przyszłość. Ograniczaniem konsumpcji paliwa. Począwszy od rozwiązań takich jak automatyczne gaszenie silnika, gdy samochód staje na czerwonym świetle, i jego uruchamianie, gdy rusza. Poprzez modele hybrydowe, także na bazie diesli, aż po samochody elektryczne.

[b]Na prace nad takimi rozwiązaniami trzeba jednak pieniędzy. Tymczasem firmy ograniczają wydatki. Pana firma nie musiała ciąć inwestycji?[/b]

Nie robiliśmy żadnych cięć. W Europie nasze inwestycje skupiają się w Noszowicach, w Czechach. Tu na razie powstają dwa modele, za chwilę będą cztery. Na razie pracuje ok. 780 osób, docelowo będzie ponad 3 tys. Za kilka miesięcy przejdziemy z systemu dwóch zmian na trzy. Wciąż inwestujemy też w centrum badawczo-rozwojowe w Russelsheim. Zainwestowaliśmy bardzo dużo w Europie. Zarząd koncernu nie ukrywa bowiem, że w ciągu kilku lat Europa ma być najważniejszym regionem sprzedaży Hyundaia. I na razie nie zmieniamy planów.

[b]Ale na spadek sprzedaży, tak jak konkurencja, szykujecie się? Jak wyglądają prognozy na ten rok?[/b]

Ten rok jest krańcowo trudny dla tworzenia prognoz sprzedaży, a co za tym idzie – produkcji. Chcemy jednak zwiększać udział w rynku. W Europie w 2008 r. było to 1,7 proc. W tym roku, nawet w bardzo ostrożnych przewidywaniach, oczekujemy wzrostu do 2 proc. Optymistycznie zakładamy, że może to być 2,4 proc. Oznacza to, że sprzedaż powinna wzrosnąć o 15 – 20 proc. w porównaniu z 2008 r.

[b]Jednak rok w Europie zaczęliście od styczniowych spadków, i to aż o 18,7 proc. [/b]

Faktycznie, ale pamiętajmy, że cały rynek spadł w tym czasie aż o 27 proc. W Europie byliśmy jedną z najlepiej radzących sobie z kryzysem marek. W pierwszym tygodniu lutego mieliśmy już 17-proc. wzrost sprzedaży.

[b]Wszystko wskazuje na to, że cały rynek sprzedaży nowych aut w Europie będzie w tym roku na minusie. Komu zatem chcecie zabierać klientów?[/b]

To prawda, musimy przyciągać klientów innych marek. Których? To zależy od segmentu. W przypadku segmentu A to będą pewnie Fiat, Peugeot, Citroen, Renault. W segmencie B, poza francuskimi firmami, np. Ford.

[b]Które rynki w Europie są dla was najważniejsze?[/b]

Rynki tzw. G5, czyli Wielka Brytania, Hiszpania, Włochy, Francja i Niemcy. To ok. 80 proc. naszej sprzedaży w Europie. Ze wzrostem na tych rynkach wiążemy ogromne nadzieje. W kryzysie stosunkowo mniej cierpią pojazdy najmniejsze, najtańsze. Segment A był w 2008 r. jedynym, w którym sprzedaż w Europie rosła. Ważne będą teraz także segmenty B i C. Wszystkie trzy to ponad 60 proc. europejskiej sprzedaży.

[b]W USA w styczniu tylko dwie marki, Hyundai oraz Subaru, były na plusie. Hyundai uzyskał to, wprowadzając nietypową promocję kredytową: klient, który w ciągu roku od zakupu auta straci pracę, może bez ponoszenia kosztów oddać je dilerowi. Może warto przenieść program do Europy?[/b]

Tak, to się świetnie sprawdziło w USA. Właśnie wprowadziliśmy podobną ofertę w Hiszpanii. Ale za wcześnie jeszcze, by mówić, jak się sprawdza. Chcemy to zrobić także w Irlandii w ciągu najbliższych tygodni. Te dwa rynki są wyjątkowo mocno dotknięte kryzysem. Myślimy także o Wielkiej Brytanii. Rynki śródziemnomorskie, Portugalia, Włochy i Grecja też bardzo cierpią na finansowym kryzysie, ale tam na razie nie będziemy wprowadzali podobnych programów.

[b]A Polska?[/b]

To dla nas świetnie rozwijający się rynek. W styczniu mieliśmy prawie 50-proc. wzrost sprzedaży. Luty idzie bardzo dobrze. No a w 2008 r. absolutny rekord – ponad 100 proc. wzrostu. Najlepszy wynik Hyundaia w Europie. Patrząc na roczny wzrost, trzeba jednak wiedzieć, jak rynek wyglądał wcześniej. W 2008 r. sprzedaż była już na takim poziomie (ponad 10 tys. sztuk – przyp. red.), że trudno oczekiwać spektakularnych zwyżek rzędu 100 proc. Ale rozwijamy się. To dla nas jeden z najbardziej obiecujących rynków europejskich w najbliższych latach.

[b]Skończyły się już czasy, kiedy koncerny koreańskie mogły konkurować samą ceną. Jak teraz zdobywacie klientów?[/b]

Trzeba pamiętać, skąd pochodzimy. Wchodząc do Europy, musieliśmy mieć wyjątkowo atrakcyjne ceny. Potem akcentowaliśmy już nie ceny, ale realną wartość. Czyli co faktycznie dostaje się za tę cenę. Z naszych badań wynika, że większość klientów w Europie nie docenia w pełni jakości pojazdów Hyundaia.

I tę lukę musimy teraz wypełnić. Oczywiście dalej będziemy mówili, że to świetna cena jak za taki samochód. Ale coraz częściej będziemy dodawać, że to też jakość. Ludzie, zwłaszcza w czasach kryzysu, szukają marek, którym mogą zaufać.

[b]Wyjdziecie z kryzysu obronną ręką? [/b]

Wyjdziemy jeszcze potężniejsi. Już jesteśmy piątym producentem samochodów na świecie. W ubiegłym roku produkcja, wraz z marką Kia, przekroczyła 4 mln sztuk. W 2010 r. będzie to już 6 mln samochodów.

[ramka]CV

Allan Rushforth jest wiceprezesem Hyundai Motor Europe od września 2007 roku. 50-letni Brytyjczyk odpowiada za sprzedaż, serwis i marketing w całej Europie. W branży motoryzacyjnej ma ponad 25-letnie doświadczenie. Wcześniej zajmował m.in. wysokie stanowiska kierownicze w koncernach Volkswagen, Audi i Land Rover. Pracując dla koncernu BMW, kilka lat spędził w Korei Południowej. [/ramka]

[b]RZ: Koncerny samochodowe na świecie stanęły przed największym wyzwaniem w swojej historii – już nie, jak się rozwijać, ale jak przetrwać...[/b]

[b]Allan Rushforth:[/b] To prawda. Kryzys w motoryzacji nikogo nie omija. Dla wszystkich obecna sytuacja jest wielkim wyzwaniem. Trzeba wyjątkowo ostrożnie podchodzić do wielkości produkcji, rozwiązań dotyczących dostaw. Dostosowywać ofertę. Szukać innowacyjnych rozwiązań, zwłaszcza w zakresie oszczędzania paliwa i mniejszej szkodliwości dla środowiska. Producenci rezygnują z pewnych modeli, ograniczają ich produkcję. To dotyczy głównie paliwożernych samochodów. Także my zmniejszyliśmy produkcję SUV-ów. Ale udało się zachować równowagę, bo rośnie produkcja małych modeli.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację