„Podejmując decyzje inwestycyjne, popełniłem co najmniej jeden duży błąd i kilka mniejszych, które jednak także bolą” – pisze w corocznym liście do akcjonariuszy swojej firmy Warren Buffet. Legendarny amerykański inwestor za swoją największą porażkę zeszłego roku uznaje chybione prognozy dotyczące rynku ropy naftowej.
„W żaden sposób nie przewidziałem spadku cen w drugim półroczu” – przyznaje Buffett. W czasie, gdy ceny ropy były blisko rekordów, jego fundusz kupił znaczną ilość akcji spółki ConocoPhillips. Jak pisze Buffet, zajęcie pozycji po niewłaściwej stronie kosztowało fundusz kilka miliardów dolarów. Jest wciąż przekonany, że cena ropy ruszy z poziomów 40 – 50 dolarów za baryłkę mocno w górę. Inną złą inwestycją było kupno akcji dwóch irlandzkich banków. W całym 2008 r. aktywa funduszu znanego inwestora ucierpiały najmocniej od 1965 r., czyli momentu, od kiedy Buffet nim kieruje. Spółka zanotowała 9,6- proc. spadek wartości księgowej na akcję, co w pieniądzach wyniosło 11,5 mld dolarów. Berkshire Hathaway miał w czwartym kwartale zaledwie 117 mln dolarów zysku netto i był to wynik o 96 proc. gorszy niż rok wcześniej. Według Warrena Buffeta jeszcze przynajmniej ten rok będzie fatalny dla światowej gospodarki, ale kryzys może potrwać dłużej. Buffet to niejedyny szef funduszu inwestycyjnego, który przyznał się do zeszłorocznych błędów. W Polsce w ostatnich miesiącach głośnym echem na rynku kapitałowym odbił się list szefa Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych Opera Macieja Kwiatkowskiego do klientów. Szef jednego z czołowych polskich TFI przyznał, że w minionym roku przedstawiciele funduszu wykazali się wyjątkową niekompetencją.
„Zachowaliśmy się jak skończone barany. W tej chwili niczego bardziej nie żałuję niż utworzenia Opery cztery lata temu”
– napisał w liście. Analitycy różnie interpretowali wypowiedź Kwiatkowskiego. – Chwali mu się na pewno, że miał odwagę to napisać – mówi jeden z analityków.
Zupełnie inny wymiar miał list szefa jednego z funduszy hedgingowych. To, co napisał Andrew Lahde, wstrząsnęło amerykańskim rynkiem finansowym pod koniec zeszłego roku. Szef funduszu, który w ciągu 12 miesięcy za pomocą pochodnych instrumentów kredytowych skorzystał na spadku wiarygodności największych instytucji finansowych i zarobił dla swoich klientów blisko 1000 proc., tak podziękował za swoje wyniki: „Idioci, których rodzice płacili za studia MBA na Yale lub Harvardzie. Ci ludzie, którzy często nie byli warci tej edukacji, awansowali na szefów dużych banków. Całe to zachowanie wspierające arystokrację tylko ułatwiło mi znalezienie ludzi wystarczająco głupich, by zająć przeciwne do moich pozycje. Boże, błogosław Amerykę”.