[b][link=http://blog.rp.pl/kurasz/2009/05/26/gielda-to-nasza-racja-stanu/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Można się pocieszać jedynie tym, że skala oszustw jest mniejsza, bo rzeczywiście nie mamy do czynienia z tak spektakularnymi kwotami jak w przypadku głośnej defraudacja miliardów dolarów przez Bernarda Madoffa czy wykrytej w 1996 r. przez dziennikarzy "BusinessWeeka" milionowej afery tzw. mafii na Wall Street. Zaryzykuję jednak tezę, że przestępstwa giełdowe wcale nie zdarzają się u nas rzadziej niż za oceanem, gorzej natomiast z ich ściganiem. Liczba dziennych transakcji na warszawskim parkiecie wynosi bowiem w tym roku średnio 52 tys., podczas gdy policja rozpoczęła do tej pory 20 dochodzeń, a w pięciu sprawach już postawiła zarzuty.
Ale to, co budzi największe zastrzeżenia, to nawet nie liczba śledztw dotyczących przestępstw, ale wysokość wyroków, które w tego typu sprawach są orzekane. Nikt w naszym kraju nie dostał bezwzględnej kary więzienia za oszustwo na giełdzie.
Tu nie chodzi o to, by więzienia były jeszcze bardziej zatłoczone. Chodzi o zasady. Jeśli zależy nam na nowoczesnej giełdzie, nacisk na zmiany w sądach musi rosnąć. Sądy są łaskawe dla giełdowych przestępców, bo przecież nikt po głowie nie dostał, a że przy okazji któryś z inwestorów zarobił, korzystając z nielegalnego procederu, to cóż – niska szkodliwość czynu i tyle, niech się sama giełda martwi, co z takim zrobić.
Giełda to zabawa elit, a sędziowie słabo się znają na sprawach technicznych i często zdają na opinię biegłego, podpisując się pod wyrokiem, którego nie rozumieją, albo na wszelki wypadek uniewinniają oskarżonego. Komisji Nadzoru Finansowego i policji ktoś musi pomóc. W imię polskiej racji stanu.