Podczas poprzedniego spowolnienia na początku dekady na problemy z płatnościami wskazywało 30 – 40 proc. firm. Teraz jeszcze dotyczy to co dziesiątej firmy, ale sytuacja gwałtownie się pogarsza. Najmocniej problemy te dotykają sektorów, które dotąd najbardziej ucierpiały na schłodzeniu gospodarki. Jak wynika z danych GUS, na czele listy są producenci samochodów, których kłopoty z terminowym regulowaniem należności tylko w pierwszym kwartale tego roku skoczyły aż o 35 proc. W czołówce są także firmy z branży transportowej czy chemicznej.
Samonakręcająca się spirala nieuregulowanych płatności groźna jest dla gospodarki w wielu wymiarach. Już teraz liczba firm, które upadły od początku roku, wzrosła o 40 proc. wobec sytuacji sprzed roku. Wśród głównych przyczyn są właśnie narastające problemy z terminowym płaceniem przez kontrahentów. A pracownicy tych firm zasilają szeregi bezrobotnych.
Oczywiście można wskazać, że źródłem takiego stanu rzeczy są poważne problemy z uzyskaniem wsparcia kredytowego ze strony banków. Dostęp do pieniądza jest w tej chwili znacznie trudniejszy. Pieniądz jest też droższy. Akcja kredytowa od dłuższego czasu zamarła i na razie starania banku centralnego, by ją ożywić, nie przynoszą skutków. Ale też same firmy, które w wielu przypadkach mają wysoką płynność, w obliczu niepewnej przyszłości wolą ją utrzymać na trudniejsze czasy. Tyle że w ten sposób same je przybliżają.
[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/05/31/jeremi-jedrzejkowski-kolejny-wymiar-spowolnienia/]skomentuj na blogu[/link][/b]