[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/06/02/beata-chomatowska-przedwyborczy-tydzien-stoczniowych-cudow/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Tym razem szczęściarzem, i to podwójnym, okazał się polski minister skarbu. Oto zwana żelazną damą unijna komisarz do spraw konkurencji nagle zapowiada pozytywną decyzję w sprawie stoczni nazywanej kolebką "Solidarności". Dzieje się to nie tylko w przeddzień obchodów najważniejszej rocznicy dla tegoż zasłużonego skądinąd związku, ale i kilka dni przed wyborami do europarlamentu, istotnymi dla partii rządzącej.
Szkoda tylko, że cudowne zrządzenie losu dotknęło akurat najmniej zaawansowaną technologicznie z polskich stoczni, o której fachowcy wyrażali się dotąd z przekąsem, nazywając ją skansenem. Za to dziwnym trafem najbardziej uzwiązkowioną i z tego względu traktowaną jako postrach przez kolejne rządy. Szkoda, że dwa pozostałe zakłady nie miały już takiego szczęścia, choć oczywiście argument, że były bardziej zadłużone i w przeciwieństwie do Gdańska nie udało się im dotąd pozyskać inwestora, brzmi jak najbardziej racjonalnie.
Dlatego dopóki resort skarbu nie ogłosi, kim jest właściwy inwestor dla Gdyni i Szczecina, a ten nie przedstawi na piśmie gwarancji, że faktycznie zamierza tam produkować statki, chyba lepiej wstrzymać się z euforią. Ale takich deklaracji raczej nie można się spodziewać przed pierwszym czerwcowym weekendem.