Hiszpańskie kluby piłkarskie mają sporą przewagę nad ich odpowiednikami w pozostałych krajach Europy. I nie chodzi o łagodny klimat i dobre wino, tylko o upusty fiskalne, którymi mogą zachęcić piłkarzy z innych krajów. Zagraniczne gwiazdy futbolu, rozliczając się z podatków w Hiszpanii, oddają na rzecz urzędu podatkowego prawie połowę mniej niż zawodnicy grający we Francji, w Niemczech czy Wielkiej Brytanii.
[srodtytul]Liniowy futbolowy[/srodtytul]
Zgodnie z prawem piłkarze bez względu na wysokość swoich zarobków, rozliczając się w Hiszpanii, płacą stały, 24-proc. podatek. Czyli taki, jaki obowiązuje najniżej uposażonych. Ówczesny rząd tłumaczył, że nadanie pierwszoligowym piłkarzom stałego progu podatkowego zachęci ich do płacenia podatków w Hiszpanii, a nie – jak to robili wcześniej – w swoich krajach. A więc wzbogaci się hiszpański fiskus. Prawo zwane potocznie Ley Beckham (prawo Beckhama) weszło w życie w 2004 roku, czyli wtedy, gdy brytyjski piłkarz dostał angaż w Realu Madryt. Był on też pierwszym, który z niego skorzystał.
Zgodnie z prawem z obniżonej stawki podatkowej mogą korzystać wyłącznie zagraniczni piłkarze. Przepisy nakładają na nich ponadto obowiązek pracy na terenie Hiszpanii i na rzecz hiszpańskiej firmy (klubu). Możliwość korzystania ze stałej stopy podatkowej została też ograniczona do sześciu lat. Między innymi dlatego wszystkie tegoroczne transfery Realu Madryt zostały podpisane właśnie na taki okres. Po raz kolejny piłkarz może skorzystać z prawa Beckhama nie wcześniej niż po upływie dziesięciu lat.
[srodtytul]Ronaldo płaci jak biedak[/srodtytul]