Należy do najmłodszego pokolenia bliskich współpracowników Władimira Putina i cieszy się zaufaniem byłego prezydenta Rosji. Przy okazji uważany jest za liberalnego reformatora i jedną z najważniejszych osób w rosyjskiej gospodarce.
45-letni German Gref to syn Niemców deportowanych do Kazachstanu w 1941 roku. Z wykształcenia jest prawnikiem. Ukończył Uniwersytet Omski, a MBA robił na Uniwersytecie Państwowym w Sankt Petersburgu.
Pomimo proputinowskiej aury nie należy do żadnej partii. Zanim został prezesem Sbierbanku, miał już za sobą długą karierę w państwowej administracji. Był wysokim urzędnikiem w Ministerstwie Własności Państwowej, zasiadał w kolegium Federalnej Komisji Rynku Papierów Wartościowych. Potem przez siedem lat był ministrem rozwoju ekonomicznego i handlu. Zaufanie Putina spowodowało, że to on został wyznaczony na pierwszego szefa Funduszu Stabilizacyjnego, na którym gromadzone są pieniądze wpłacane przez eksporterów ropy naftowej.
Wielokrotnie wchodził w konflikty z politykami, nie pozwalając wydawać pieniędzy z funduszu na finansowanie bieżących potrzeb państwa. Jest jednym z największych zwolenników przystąpienia Rosji do Światowej Rady Handlu (WTO).
Gref utrzymał się na stanowisku nawet wtedy, gdy program reform społecznych, który współtworzył, był ostro krytykowany, a kilku deputowanych z Dumy ogłosiło strajk głodowy. Na ulice wyszli wtedy demonstranci. Ale Putin publicznie wtedy zrugał w programie telewizyjnym Aleksieja Kudrina, ministra finansów i pierwszego wicepremiera. Grefa uratowało to, że Putin znał go doskonale, ponieważ należał do grupki zaufanych, którzy przyjechali z nim z Sankt Petersburga do Moskwy. Po dwóch miesiącach od demonstracji doszło jednak do przebudowy gabinetu. A że Putin uznał, że trzeba zrobić porządek w Sbierbanku, powierzył to zadanie Grefowi.