Wraz z nim odeszły koleżanki z logistyki. Jedna od razu pojechała do pracy do Włoch (do opieki), inna do Norwegii. Żeby coś jeszcze przed starością dorobić. – A ja: działka, wnuczek, w sumie mam co robić – żartuje. – Pracy nie szukam, bo jako 60-latek nie jestem konkurencją na rynku – mówi.
Pan Szczepan jako były wieloletni pracownik zgłosił się do Fundacji Ochrony Zdrowia, jaka działała przy hucie. Ma pomagać finansowo pracownikom w trudnych sytuacjach. – Chciałem płacić składki, a jakby coś mi się ze zdrowiem stało, to żeby mi pomogli udźwignąć ten ciężar – opowiada. – Ale mi podziękowali. Nie jestem już zakładowi potrzebny.
Witecki mówi, że dobrowolne odejścia rzadko kiedy są dobrowolne. – Jak firma chce, to zwolni. Tylko różnie to nazywa. Żeby ładnie było – ocenia.
[srodtytul]Władysław Heczko: do końca niespełniony[/srodtytul]
Władysław Heczko mówi, że bez huty ciężko żyć. Że ciągnie. Że to jest taki dla człowieka szok, jak nagle trzeba odejść, kiedy się nie jest zawodowo spełnionym. Ale kolega, co ostatnio zadzwonił, go zniechęcał do tych marzeń. – Władek, nie ma już tego twojego zakładu w Mittalu, tam nie ma już nic. Goła hala stoi, sprzęt, maszyny na złom poszły – mówił. Heczko nie potrafi sobie tego wyobrazić, bo Hutę Katowice budował własnymi rękami, a ona mu odpłaciła dobrą pracą, mieszkaniem. – Czułem wtedy, że Pana Boga za nogi złapałem – opowiada o początkach w latach 70. – Nam się wszystkim chciało pracować, rodziny zakładać, dzieci mieć. Becikowego nie trzeba było jak dziś – żartuje. Przyznaje: – Już wtedy oszczędzano na wszystkim, tylko nie na ludziach.
Władysław Heczko, lat 59, inżynier hutnik, 32 lata w Hucie Katowice w Dąbrowie Górniczej (dziś ArcelorMittal Poland SA) odszedł z Mittalu w grudniu 2007 r. jako mistrz branżowy. Skorzystał z programu „E40”, czyli dla tych pracowników, którzy mieli co najmniej 40 miesięcy do emerytury. Pół roku się zastanawiał z żoną, co zrobić. Już było pewne, że jego wydział walcowni półproduktów zostanie zamknięty, część ludzi odeszła do innych wydziałów Mittalu, została garstka właściwie emerytów. A pracodawca nie proponował pracy. Po zakładzie krążyły plotki, że jak teraz nie wezmą, to może potem już programu z odprawami nie będzie.