To pierwsza w Polsce próba zrzucenia z pleców prasy internetowego pasażera na gapę, który korzysta z owoców pracy papierowych gazet, a nie zawsze chce się dzielić zyskiem. To dobry ruch. Czytelnictwo i nakłady prasy na świecie spadają. Dzienniki odpowiadają już za mniej niż 10 proc. rynku reklamy. W USA znikają kolejne gazety, a tacy giganci jak "New York Times" nie wiedzą, jak zarobić, gdy informacja jest dostępna w sieci za darmo.
Paradoksalnie źródłem większości tych newsów są właśnie skazywane na wymarcie "stare" media. Dlatego nakaz płacenia za wykorzystanie zawartości tworzonej przez prasę to nie próba zatrzymania medialnej rewolucji. To egzekwowanie prawa do ochrony wytworów czyjejś pracy. Niezależnie od tego, czy tym wytworem są artykuły prasowe czy szczoteczki do zębów.
Branża internetowa na razie nie wie, jak powinna wyglądać współpraca z prasą. Internauci przyzwyczaili się do darmowej informacji. To jednak nie problem "starych" mediów, które tak jak "Rzeczpospolita" tworzą wysokiej jakości zawartość i chcą bronić swoich praw.
Od sposobu, w jaki je ochronimy, może zależeć przetrwanie gazet. To ważne, bo uparcie wierzymy, że istnieją odbiorcy szukający pogłębionej informacji, która daje szerszy niż w szybkim, rozmigotanym Internecie obraz rzeczywistości. Obraz nieprzysłonięty np. wyskakującą na ekranie niechcianą reklamą.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/09/11/tomasz-boguszewicz-papierowa-prasa-w-klinczu-z-internetem/]Skomentuj[/link][/ramka]