Dziś banki mają dostęp do pieniądza, ponownie pozyskują kapitał od sektora prywatnego i mogą emitować dług, który niekoniecznie musi być poręczony przez rząd. Czy to oznacza, że system bankowy powrócił do szczytu formy? Nie sądzę. Na przykładzie USA widać, że sytuacja banków jest ciągle krucha, a uzdrowienie sektora zajmie dużo więcej czasu.
W drugim kwartale 2009 r. kilka największych banków w USA miało dobre wyniki, istotnie przewyższające oczekiwania analityków. Jednak w tym okresie zyski nie były regułą dla sektora bankowego w USA. Według Federal Deposite Insurance Corporation cały sektor (ponad 8 tys. instytucji) w drugim kwartale 2009 r. zanotował stratę netto w wysokości 3,7 mld dol., głównie w wyniku spadku prowizji od udzielanych kredytów.
Amerykańskie banki, które w drugim kwartale odnotowały znaczące zyski, uczyniły to dzięki swojej działalności inwestycyjnej, podczas gdy segment klientów indywidualnych został mocno osłabiony rosnącą ilością niespłacanych kredytów. Problemem są pożyczki zarówno na nieruchomości mieszkaniowe, jak i na nieruchomości komercyjne.
W związku z rosnącą ilością niespłacanych kredytów szybko pogarszają się wskaźniki ostrożnościowe banków. Dlatego też ciągle ogromnym problemem jest osłabiająca się sytuacja finansowa gospodarstw domowych (rosnące bezrobocie) oraz przedsiębiorstw. W przypadku obligacji korporacyjnych w sierpniu kłopoty ze spłatą dotyczyły aż 12 proc. obligacji wysokodochodowych, co wskazuje także na duży problem ze spłacaniem kredytów w tym segmencie.
Kombinacja zacieśniania polityki kredytowej przez banki oraz niezbyt imponujący popyt na pożyczki powinny się utrzymać przez większość 2010 r. Toksyczne aktywa, które nadal pozostają w bilansach banków w połączeniu z rosnącą liczbą złych kredytów w kolejnych miesiącach, również nie mogą napawać optymizmem. W efekcie w 2010 r. sytuacja na rynku kredytowym pozostanie dość skomplikowania i będzie negatywnie wpływać na tempo ożywienia gospodarczego w USA.