Ale już niedługo okaże się, czy masowe programy stymulacyjne wprowadzane przez polityków na Zachodzie będą jak wstrząs elektryczny, który przywraca do życia, czy też tylko jak żelazna kula u nogi w postaci ogromnego długu, która będzie ograniczać wzrost PKB w najbliższych latach. Najbardziej wpływowi obecnie ekonomiści na świecie, czyli doradcy Baracka Obamy, obstawiają pierwszą opcję. Oby się nie mylili.
Kiedy rząd zwiększa wydatki, dochód narodowy raczej powinien wzrosnąć. Ale jest pewien dylemat, który w dużym uproszczeniu brzmi następująco. Czy nagłe zwiększenie wydatków jest jak pchnięcie kuli śniegowej, która później sama nabiera masy i dynamiki? Czy jest to raczej krótkotrwały prztyczek, obarczony na dodatek dużymi kosztami? Bo przecież rząd jednocześnie zabiera komuś pieniądze, żeby je wydać.
Jeżeli ktoś chce pytać ekonomistów, musi przeżyć zawód. Jedni uważają, że dolar wydany w czasie kryzysu przez państwo podniesie PKB o 1,5 dolara – czyli kula zacznie się napędzać. Inni, że z tego dolara zostanie 80 centów – czyli że impuls może być kosztowny i wcale nie długotrwały. Ci pierwsi najczęściej chcą, żeby w czasach kryzysu zwiększać wydatki. Ci drudzy – aby obniżać podatki i pozwolić ludziom samym podnieść gospodarkę z kolan.
W tej dziedzinie wiedzy o świecie panuje zatem mały chaos. W ostatnich dekadach bowiem ekonomiści zajmowali się głównie polityką pieniężną, zachęcani dość dużymi środkami, jakie banki centralne przeznaczają na badania. Politycy zaś od ekonomistów zawsze się opędzali, dlatego stan wiedzy na temat polityki fiskalnej jest dość niski.
Na szczęście jest jedna kwestia, co do której panuje zgoda. Jakkolwiek rząd postąpi – większy nacisk kładąc na wyższe wydatki lub niższe podatki – powinien obiecać ludziom, że w niedalekiej przyszłości obniży dług publiczny. Twierdzenie, że z wysokim długiem jakoś można żyć, to mrzonki. Jeśli ktoś nie wierzy, niech spojrzy na Polskę: nasze państwo w czasie kryzysu ma związane ręce, nie może ani porządnie zwiększyć wydatków, ani mocno obniżyć podatków. Zmaga się z długiem.