W jakiś sposób można nią jednak tłumaczyć niedostatek działań rządu, który – także na tle Europy – zrobił w sprawie walki z kryzysem niewiele i co rusz podkreśla, że miał rację.
[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/12/01/wojciech-romanski-ministymulacja-gospodarki/ ]Skomentuj na blogu.[/link][/b]
Biorąc pod uwagę pnący się powoli, acz skutecznie w górę produkt krajowy brutto, równie dobrze mógłby dalej nic nie robić, pozostawiając wszystko w rękach rynku. Ale coś się zaczęło dziać – dobrze, że rząd postanowił zabrać kilkunastu firmom część pomocy publicznej przyznanej w ramach długoterminowych umów z inwestorami. To specyficzna działalność ratunkowa, ale – paradoksalnie – niezbędna, by firmy nie musiały zwracać wszystkiego, co wcześniej dostały. Kryzys sprawił bowiem, że wielu dużych inwestorów nie było w stanie wywiązać się z zobowiązań, które były podstawą przyznania wsparcia. W tej zaś kwestii unijne reguły są bezlitosne, a pomoc publiczną dużo łatwiej stracić, niż zyskać do niej prawo.
Dobrze, że rząd zajął się firmami działającymi w strefach ekonomicznych. Tam też niezrealizowanie przyjętych na siebie zobowiązań związanych z wielkością inwestycji czy liczbą nowo zatrudnionych osób mogło skutkować utratą przywilejów. I choć zdaniem ekspertów podejmowane w przypadku stref działania są niewystarczające, to jednak są. To pomoc realna, a nie wirtualna, jak nasze pakiety ratowania i stymulowania gospodarki. Generalnie rząd walczył z kryzysem w sposób minimalistyczny. Z punktu widzenia naszych finansów publicznych to jedyna droga. Zresztą gospodarka – jak widać – daje radę. Z niewielkim wsparciem.