U nas to marzenie. W Polsce kolej się zwija. Inwestycje w infrastrukturę kolejową albo wypadają z planów, albo – na skutek rozmaitych trudności – wydłużają się w czasie. Podróż z Krakowa do Gdańska trwająca 8 – 11 godzin jest horrorem odstraszającym pasażerów.

Nic dziwnego, że chce wykorzystać to LOT, uruchamiając jesienią połączenia między portami krajowymi z pominięciem Warszawy. Jeśli ceny za przelot w obie strony oscylować będą, pomijając pulę biletów promocyjnych, w okolicach 300 – 400 zł, projekt ma pełne szanse powodzenia, zwłaszcza w połączeniach między miastami oddalonymi o więcej niż 300 km, jak choćby wspomniane już Kraków i Gdańsk. Do czasu przelotu (zazwyczaj będzie to 1 – 1,5 godz.) trzeba doliczyć odprawę i dotarcie do/z lotniska, ale będzie to coraz mniej kłopotliwe. Już dziś dojeżdżamy pociągiem na podkrakowskie Balice w 17 minut. Za 2 – 3 lata nie powinno być lotnisk bez linii kolejowej. Najszybciej powstaną one w Szczecinie, Wrocławiu i Gdańsku.

Czy LOT pokona kolej? I tak, i nie. Pod względem liczby przewożonych pasażerów uszczknie InterCity niewiele, ale będzie to bolesne finansowo. InterCity przewiozło w ubiegłym roku prawie 52 mln pasażerów. LOT leciało 4,1 mln osób, z czego nieco ponad 800 tys. po Polsce. Teoretyzując, gdyby uruchomić o tej samej godzinie wszystkie maszyny będące na stanie latającego w relacjach krajowych Eurolotu (dwa ATR 42-500; trzy ATR 72 i embraer 175), by przewieźć pasażerów z miasta A do miasta B, przy pełnym wypełnieniu maszyn poleciałoby 366 osób. Na ziemi taka liczba podróżnych zmieści się w pociągu złożonym z siedmiu wagonów, po dziewięć sześcioosobowych przedziałów każdy.

LOT przystąpi jednak wkrótce do wymiany floty krajowej i sprowadzi większe samoloty. Nie ilość zatem jest problemem dla kolei. Jeśli podróż lotniczą zaczną wybierać przede wszystkim pasażerowie I klasy, a tak zapewne będzie, InterCity będzie mieć kłopot związany z kolejnym spadkiem przychodów.

[i]Adrian Furgalski dyrektor w Zespole Doradców Gospodarczych TOR[/i]