I nie należy się temu dziwić, skoro zbyt będzie zapewniony, a projekty wiatrowe są opłacalnymi przedsięwzięciami, mimo że cena meagawatogodziny „zielonej” jest znacznie wyższa niż tej z węgla. Polska jako kraj członkowski Unii Europejskiej, promującej ochronę klimatu, musi rozwijać odnawialne źródła. To one w 2020 r. mają dostarczać nam ok. 15 proc. potrzebnej elektryczności. Rząd zakłada, że za dziesięć lat będą działać farmy wiatrowe o mocy 6 tys. megawatów. Ale już teraz wiadomo: produkcja prądu może być nawet dwa razy większa.

Jednak inwestycje w odnawialne źródła – nawet te najbardziej nowoczesne – nigdy nie zastąpią elektrowni konwencjonalnych. Choćby wymyślono w Polsce wielki program energetyki wiatrowej, a ten przewidywał wiatrak przed każdym domem, tylko w części mógłby on zapewnić bezpieczeństwo energetyczne kraju. Elektrownie węglowe dają taką gwarancję, nawet jeśli ekologom wydaje się to nie do przyjęcia.

Właśnie elektrownie konwencjonalne potrzebują wielkich i kosztownych inwestycji. Przestarzałe bloki trzeba zastąpić nowymi, działającymi bardziej efektywnie i emitującymi mniej zanieczyszczeń. To oznacza jednak ogromne wydatki, liczone w dziesiątkach miliardów złotych.

Zdobycie tych pieniędzy oraz sprawne przygotowanie inwestycji to najważniejsze wyzwania dla firm tego sektora. Muszą o to skutecznie zabiegać, mimo że nie wiedzą, jakie będą dla nich finansowe skutki ograniczenia przez UE emisji dwutlenku węgla.