Analitycy bardzo często używają sformułowania, że rynki dyskontują przyszłość. Dziś z pierwszych stron wiadomości ekonomicznych nie schodzą doniesienia o kolejnej odsłonie kryzysu fiskalnego w Europie, którego aktualnym bohaterem jest Irlandia. Gdy w II kwartale notowaliśmy poprzednie turbulencje na rynkach, charakteryzujące się odwrotem od ryzyka, powodem była niewypłacalność Grecji. Już wtedy ekonomiści ostrzegali, że jest ona początkiem kłopotów, że za chwilę w kolejce po unijną pomoc ustawią się kolejne, potężnie zadłużone państwa. Wydawałoby się więc, że uczestnicy rynku o tym wiedzą i powinni dostosować swoje decyzje inwestycyjne do nowej rzeczywistości. Można było liczyć na efektywność rynków i dyskontowanie przyszłości. Ale inwestorzy nie uwzględnili oczywistego, wydawałoby się, scenariusza wydarzeń.

Odnoszę nieodparte wrażenie, że rynki zostały zaskoczone problemami Irlandii, skoro dopiero w listopadzie doszło do znacznego wzrostu rentowności obligacji irlandzkich i do zauważalnego spadku cen akcji niektórych europejskich banków będących wierzycielami krajów PIIGS. Zadłużenie Dublina i irlandzkich instytucji stanowi w bilansach banków wierzycieli wartość przekraczającą 500 mld euro. Nietrudno policzyć, jaki wpływ na wyniki finansowe tych banków ma ostatnia, kilkudziesięcioprocentowa przecena irlandzkich obligacji, oczywiście jeżeli uwzględnimy ich wartość rynkową.

Brak wcześniejszej reakcji rynków na rozwijający się kryzys przywodzi na myśl rozwój poprzedniej bessy. Wtedy również przez długi czas inwestorzy nie dostrzegali narastających problemów rynku nieruchomości w Stanach Zjednoczonych. Obecnie wydają się liczyć na pomoc polityków, warto jednak zauważyć, że nie było euforii po udzieleniu wsparcia Irlandii, dla której deklaracje pomocy płynęły nawet z Hiszpanii. Wydaje się, że tym razem rynek odrobił „grecką” lekcję i zaczyna faktycznie dyskontować przyszłość. Świadczyć o tym może rosnąca rentowność dziesięcioletnich obligacji hiszpańskich. Na razie jest to wzrost z 4 proc. do 5,5 proc., ale technicznie patrząc, nie ma żadnych istotnych oporów przed wzrostem aż do 12 proc. Niestety, oznaczałoby to mały kataklizm.

[i]Marek Mikuć, wiceprezes zarządu i dyrektor inwestycyjny TFI Allianz Polska[/i]