Ciężki jest los współczesnego eksperta. Tempo pracy mediów nie pozwala na długie myślenie. A to może być przyczyną popełnienia błędu. Metodą, która chroni przed przyszłą kompromitacją, jest ostrożność w formułowaniu sądów (zwłaszcza oskarżycielskich). Bo choć gazeta żyje jeden dzień, to wyszukiwarki internetowe pozwalają zweryfikować wczorajsze mądrości.
Pan Hubert Janiszewski zadał publicznie pytanie w swoim felietonie dla „Rzeczpospolitej” „Co się wyrabia w PGE?”. W jego ocenie działania Zarządu PGE – zakup Energii oraz transakcja wykupu od Skarbu Państwa mniejszościowych pakietów w swoich spółkach zależnych – to „wątpliwe z punktu widzenia efektywności działania inwestycje”. Zdaniem eksperta „żadna z tych inwestycji nie ma większego sensu i jest po prostu wyrzucaniem pieniędzy w błoto”.
Chciałabym uspokoić eksperta i jego czytelników. PGE realizuje swoją strategię zaakceptowaną przez władze spółki. Przed kolejnym tekstem poświęconym naszej firmie polecam jej lekturę.
Zakładam, że pan Janiszewski zgodzi się z opinią, że najlepszą weryfikacją każdego działania władz spółki publicznej jest ocena dokonana przez rynek. Oto cytat z rekomendacji banku Goldman Sachs z 12 stycznia. „PGE uzgodniło z rządem zakup mniejszościowych udziałów w swoich spółkach wydobywczych, handlowych i dystrybucyjnych za 3,1 mld zł. Szacujemy, że wskaźnik cena/zysk przy tych transakcjach wynosi 7, podczas gdy dla PGE wynosi 10. W związku z tym podwyższyliśmy naszą wycenę o 7 do 10 proc. W I kwartale 2011 dostrzegamy kolejne potencjalne czynniki wzrostu. Decyzja polskiego urzędu antymonopolowego w sprawie akwizycji Energi może doprowadzić do dotykowej poprawy wskaźników c/z. (…) Podnieśliśmy cenę docelową dla PGE w horyzoncie 12-miesięcznym (z 29 na 31 zł) jako odzwierciedlenie zakupu resztówek”.
Wiem, że to tylko jedna z opinii. Ale warto, aby także i ją poznała opinia publiczna. Zwłaszcza że chór krytyków PGE śpiewa na jedną melodię. A jak pokazuje doświadczenie, sukces odnoszą ci, którzy potrafią zaśpiewać solo.