Realnie oznacza, że programy i dane firmy przechowują nie we własnych serwerowniach, a użytkownicy nie na własnych komputerach, ale na zewnętrznych serwerach, do których dostęp zapewniają zwykłe łącze i przeglądarka internetowa.
Nic w tym nowego, bo od wielu lat tak działają systemy wspomagające prace wielkich firm czy nasze własne skrzynki pocztowe. W ten sam sposób od kilku lat udostępniamy rodzinie zdjęcia i filmy z wakacji. Być może niedługo przestaniemy instalować oprogramowanie na własnych komputerach, ale korzystać będziemy tylko z aplikacji internetowych. Przez przeglądarkę. Dla firm "przetwarzanie w chmurze" oznacza obniżenie kosztów i większą elastyczność infrastruktury IT.
Można sobie żartować z kreatywności marketingowców z firm teleinformatycznych, ale lepiej dostrzec w niej szansę. Polska ma prężny segment komercyjnych ośrodków przetwarzania danych. Powierzchnie w serwerowniach rosną, i to nie tylko na użytek polskich, ale i zagranicznych firm. Atutami naszego kraju są korzystna lokalizacja, rozbudowana szkieletowa sieć telekomunikacyjna i relatywnie niskie ceny wykwalifikowanej kadry oraz energii elektrycznej. Popularność "komputerowej chmury" oznacza rosnące przychody i zyski tych firm. Warto wspierać ten segment i promować raczej eksport usług teleinformatycznych niż węgla kamiennego.